"Szóstka Wron" - laska z głową wrony, skórzane rękawiczki, zestaw noży, magiczne moce... i jeden niewykonalny skok.
"- Jesteś pewny siebie, co?
- Siebie i tylko siebie".
"Szóstka Wron" to chyba jedna z najgłośniejszych książek tego roku. Inna z serii Leigh Bardugo doczekała się nawet ekranizacji - mowa oczywiście o "Cieniu i Kości". Dlatego, mimo iż wzbraniałam się z pewnych powodów przed książkami o Griszach, uznałam, że warto się jednak zastanowić nad kupnem i pozwolić sobie na ewentualny zawód. Lub wręcz przeciwnie...
Więc oto się stało - pierwsza część "Wron" trafiła w moje ręce. A dziś przychodzę do Was z recenzją...
"Sześcioro niebezpiecznych wyrzutków.
Jeden niewykonalny skok.
Przestępczy geniusz Kaz Brekker otrzymuje ofertę wzbogacenia się ponad wszelkie wyobrażenie – wystarczy w tym celu wykonać zadanie, która z pozoru wydaje się niewykonalne:
– włamać się do niesławnego Lodowego Dworu (niezdobytej wojskowej twierdzy)
– uwolnić zakładnika (a ten może rozpętać magiczne piekło, które pochłonie cały świat)
– przeżyć dostatecznie długo, żeby odebrać nagrodę (i ją wydać)
Kaz potrzebuje ludzi wystarczająco zdesperowanych, żeby wraz z nim podjęli się tej samobójczej misji, oraz dostatecznie niebezpiecznych, żeby ją wypełnili. Wie, gdzie ich szukać. Szóstka najbardziej niebezpiecznych wyrzutków w mieście – razem mogą być nie do zatrzymania. O ile wcześniej nie pozabijają się nawzajem".
OPIS POCHODZI OD WYDAWCY
Zawsze mam pewną obawę przed książkami, które zyskują światową sławę. Po pierwsze: opinie czytelników są raczej podobne do siebie, co nie daje zbyt wiele pola do własnych przemyśleń. Chce się myśleć tak, jak reszta - chce się pokochać serię, którą kocha świat.
Po drugie: raczej nie jestem na bieżąco z premierami. Natykam się więc na spojlery, edity, na najróżniejsze zapowiedzi czy też opinie odkrywające sporą część powieści. Ale tu udało mi się tego uniknąć, uznałam więc: co mi szkodzi?
Początki z "Wronami" były trudne. Opis mnie jako tako zachęcał, książka wydawała się być w moim stylu, zapowiadała się po prostu dobrze. Ale po pierwszej części ("Szóstka Wron" jest podzielona na rozdziały wewnętrzne) miałam już wrażenie, że wpadłam. Że dzieje się zbyt wiele na raz, a akcja nie wciąga tak, jak myślałam, że będzie wciągać.
Jednak z upływem czasu, z rozdziału na rozdział, gromadziły się we mnie coraz skrajniejsze emocje. Działo się coraz więcej, bohaterowie mnie ciekawili, intrygi sprawiały, że nie potrafiłam odłożyć tej pozycji na bok. Starałam się to rozkładać na raty, ale ciężko było pozostać bez odpowiedzi, dlatego wciągałam się coraz bardziej i bardziej, kibicując szóstce złodziei udanej misji.
Autorka w sposób szczegółowy przedstawiała miasta i wygląd bohaterów. Można było to sobie po prostu zobrazować (ja to robiłam, bo jeszcze nie widziałąm seiralu "Cień i Kość" w którym pojawiają się bohaterowie "Szóstki Wron"). Lodowy Dwór wydawał się piękny ale i zwodniczy, postacie kryły naprawdę wiele tajemnic i bolesnych wspomnień. Poza tym oczywiście dialogi, które Leigh barwnie napisała, pomagały ich wszystkich pokochać. Poznać ich historie, emocje, cele. Bo, jak się okazuje, nie były nimi jedynie pieniądze i wolność...
Zakochałam się we "Wronach". We wszystkim, co przeczytałam i poznałam w miarę możliwości. W ich języku, stylu, charakterach. W tym, co rzadko znajduję w książkach; w całej tej głębi i wciągającej akcji, która pozostanie we mnie na pewno na bardzo długo. Ta powieść zdobyła moje serce i nie zawiodłam się, pomimo obaw. Uważam nawet, że to jeden z lepszych bestsellerów, jakie przyszło mi czytać.
Dalej czuję niedosyt. I dlatego właśnie szykuję się na kolejną - ostatnią już - część.
Na razie jednak nie chcę rozstawać się z tą ekipą. Zdecydowanie są kimś więcej, niż wyrzutkami - są sobie pisani i mają tylko siebie.
A teraz pora na kolejną, niewykonalną misję...
- Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz