Przejdź do głównej zawartości

"Mechaniczny anioł" - moja pierwsza książka roku 2022. I jej nie lubię.

 

"Zawsze trzeba być ostrożnym z książkami - stwierdziła Tessa. - I z tym, co w nich jest, bo słowa mają moc zmieniania ludzi".




Pomyślałam, że zanim coś napiszę o tej książce, pozbieram trochę swoje emocje do kupy. Pierwsze godziny po skończeniu "Mechanicznego anioła" były męką i bólem głowy i gdybyście mnie wtedy posłuchali, uznalibyście mnie za największą zrzędę świata.


Sięgnęłam po Cassandrę Clare, bo wszyscy ją lubią. A podążanie za tym, co "wszyscy lubią" po raz kolejny nie wyszło mi na dobre. Jest masa rzeczy, które sprawiają, że teraz tak myślę... ale o tym w dalszej części.






"Kiedy szesnastoletnia Tessa Gray pokonuje ocean, żeby odnaleźć brata, celem jej podróży jest Anglia za czasów panowania królowej Wiktorii. W londyńskim Podziemnym Świecie, w którym po ulicach przemykają wampiry, czarownicy i inne nadnaturalne istoty, czeka na nią coś strasznego. Tylko Nocni Łowcy, wojownicy ratujący świat przed demonami, utrzymują porządek w tym chaosie. Porwana przez Mroczne Siostry, członkinie tajnej organizacji zwanej Klubem Pandemonium, Tessa wkrótce dowiaduje się, że sama jest Podziemną z rzadkim darem zmieniania się w inną osobę. Co więcej, Mistrz – tajemnicza postać kierująca Klubem – nie zatrzyma się przed niczym, żeby wykorzystać jej moc".











Myślę, że nie polubiłam tej książki głównie dlatego, że z głębi serca nienawidzę Tessy Gray.




Przysięgam, że Tessa - która jest główną bohaterką - jest najbardziej irytującą, naiwną i męczącą postacią z jaką się spotkałam od dawna. Nie mogłam czytać o tym, co ona czuje, bo wszystko co od niej wychodzi jest niesłychanie sztuczne, w ogóle sam jej charakter jest odpychający. Zadaje najgłupsze pytania na świecie, jest wścibska i ma wrażenie, że jest pępkiem świata. Powiecie mi, że ma prawo tak czuć, w końcu jest główną bohaterką i ma tę swoją moc - szkoda tylko, że nie ma w niej ani krzty wdzięczności za pomoc, jaką otrzymała.

Tessa ślepo podąża za wszystkim co nasunie jej się akurat na myśl. W ogóle nie bierze pod uwagę tego, że jej słowa są czasami zbędne, a nawet raniące. Przez jakiś czas była mi obojętna, ale teraz uznaję, że po prostu jej nie trawię.

Pierwszy tom serii jako tako ratował Will, który jako jedyny miał łeb na karku, chociaż i jego nie mogę uznać za jakąś wybitną postać. Swoimi żartami, ironią czy sarkazmem bardzo nadrabiał to, co autorka spłyciła. Całe to uniwersum Clare w ogóle mnie obeszło, nie mogłam się skupić na niczym, bo moją uwagę było łatwo odciągnąć od tej książki. Wszystko było ważniejsze niż to, co stanie się dalej, bo i tak wiele przewidziałam.

Mam wrażenie, że Clare napisała niektórych bohaterów właśnie po to, żeby ich po prostu nie lubić. Nie da się mieć względem nich żadnych innych przemyśleń. Są naprawdę słabo scharakteryzowani, choć zapewnia się mnie, że w dalszych częściach to się lepiej rozwija.

Do tego ta relacja Willa i Tessy... chciałabym wymazać z pamięci wszystkie te niezręczne rozmowy i głupie zachowania Tessy przez które mi samej robiło się dziwnie na żołądku. To czysta niechęć i zdegustowanie...

A może to moja wina. Może to ja jestem już za stara, a może przeczytałam za dużo książek lepszych od tej. Może gdybym czytała to kilka lat temu... Tessa dalej byłaby pewnie denerwująca, ale sam zarys fabuły mógłby wydać mi się atrakcyjniejszy.

Faktem jest natomiast to, to wszystko w miarę trzyma się kupy. Czyta się szybko, łatwo przyswaja... ciężko jest się zgubić, bo to dosyć prosto napisana książka, moim zdaniem. Jak już wspomniałam, Cassandra spłyciła swoją powieść do granic możliwości - z fajnej akcji przerzuciła się na relację romantyczną Willa i Tess, która była porażką. Rumieńce, zakupy, głupie konflikty... to było zbędne. A Panna Gray sprawia, że skacze mi ciśnienie. Każda jej decyzja napędza kolejną, tylko gorszą, która sprawia, że ryzykuje życiem wszystkich wokół i nie potrafi nawet tego na siebie przyjąć. Jest niesłychaną ignorantką i w ogóle nie potrafi pojąć, jak wielkie szczęście ją spotkało.

Autorka zbudowała tu tak dziwne relacje i charaktery, że do teraz się dziwię. Tessa ma 16 lat, Will 17, a zrobili z niego rozpitego, zdeprawowanego chłopaka, którego nic nie interesuje. Natomiast Charlotte - która ma 21 lat - jest również zadziwiająco przedstawiona. Zarządza Instytutem i jest "matką" dla jego bywalców... czy to nie brzmi lekko naciąganie? Dodanie im wszystkim chociaż po 5 lat przedstawiłoby ich w trochę lepszym świetle... Ale to od razu czuć, że to książka pisana pod publikę w konkretnym przedziale wiekowym. Może dlatego ja tak narzekam - bo normalnie nikt by się nie doszukiwał takich spraw w fikcyjnej opowieści. Ale nawet sceneria do niczego się nie nadaje - w ogóle nie czuć tego klimatu. Nic tu odkrywczego ani wyjątkowego, moim zdaniem.

Mogłabym tak się rozpisywać przez naprawdę kilka dobrych akapitów, ale to nie ma sensu. Zmęczyła mnie ta książka. Nie chcę poświęcać jej więcej, niż to konieczne. Czy sięgnę po dalsze tomy? Sama nie wiem. Jestem do tego sceptycznie nastawiona i raczej się wstrzymam, ale może kiedyś uznam, że chciałabym mieć Diabelskie Maszyny na półce. Tak w celach estetycznych i żeby przekonać się, czy faktycznie dalej jest lepiej... czy tylko gorzej...































- Dominika










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wydawnictwo Insignis z nowymi premierami i pod nową nazwą? - co szykuje imprint, premiery i zapowiedzi

 

"Duma i uprzedzenie" - czyli klasyka gatunku

  "Człowiek w dramatycznej sytuacji nie zważa na etykietę przestrzeganą przez innych". Jane Austen to królowa romansu. Stworzyła klasyk, który po dziś dzień jest swego rodzaju wyznacznikiem dla wielu innych pisarzy i twórców historii miłosnych. A, jak wiadomo, z klasyką nie sposób się sprzeczać.  Nie obawiałam się w zasadzie niczego, a już na pewno nie tego, że autorka mnie zawiedzie. W tej sprawie się nie pomyliłam; historia Elizabeth była mi bliższa, niż z początku się spodziewałam że będzie. I do tej pory mocno nią żyję. Miłosne rozterki, rodzinne konflikty i kłamstwa... wszystko to za sprawą tytułowej dumy i uprzedzeń.  Jak daleko zaprowadzą one bohaterów? "Na początku zeszłego stulecia niezbyt zamożny ojciec pięciu córek nader często musiał zadawać sobie pytanie: kiedyż to w sąsiedztwie pojawi się jakiś odpowiedni kawaler? A kiedy już się pojawił, następowały dalsze perypetie, które Jane Austen z upodobaniem opisywała. "Duma i uprzedzenie" uważana jest za ...

"Yellowface" - rynek wydawniczy okiem autorki trylogii "Wojen makowych"

  "Taki już los człowieka, który opowiada historie. Stajemy się niekiedy ogniskami, w których skupia się makabra".