Mój wakacyjny must have!
"Maybe Someday" kupiłam już jakiś czas tamu, ale jeszcze nie miałam czasu po nią sięgnąć. No, aż do dzisiaj. Pomyślałam sobie: książka ma 380 stron, zrobię więc tak, jak robię to zawsze: przeczytam połowę jednego dnia, a resztę następnego. Wiem, że to głupie ale mnie to pomaga. Więc zaczęłam ją jakoś nad ranem. I tego samego dnia ją skończyłam.
Może jest to kwestia mojego "dobrego dnia" kiedy to czytanie przychodzi mi z większą łatwością niż zwykle, a może faktycznie ta książka była aż tak dobra. Nie wiem.
Z początku "Maybe Someday" wydawało mi się książką, która nie ma najmniejszego sensu. Sytuacja, w jakiej poznajemy Sydney, główną bohaterkę, jest jakby wyrwana z kontekstu. Oczywiście, autorka później dochodzi do sedna sprawy i tłumaczy, dlaczego stało się tak a nie inaczej.
Po raz kolejny miałam styczność z powieścią, która jest zupełnie inna od reszty książek tego typu. Niby każda książka jest inna, ale to często nieprawda. Bynajmniej dla mnie.
"Maybe Someday" to opowieść o dwóch różnych światach - o świecie Sydney, który na pozór jest idealny. Żyje w nim z myślą, że właśnie tak jest dobrze, że jest szczęśliwa dzięki swojemu chłopakowi oraz współlokatorce, a jednocześnie przyjaciółce.
Natomiast świat Ridge'a jest nieporównywalny ze światem Sydney i z żadnym innym. Ma wspaniałego przyjaciela oraz dziewczynę, którą kocha ponad wszystko. Każdego wieczoru wychodzi na balkon i gra na gitarze. Sydney lubi go oglądać i słuchać, dlatego wychodzi o tej samej porze.
Dziewczyna komponuje do jego muzyki. Właśnie tego mu brakuje. Słów, które ona idealnie potrafi napisać.
Sydney orientuje się, że jej idealne życie to kłamstwo. Przez jedną sytuacje sypie się jej dotychczasowa codzienność i właściwie to zostaje z niczym - do tego w swoje urodziny!
Ridge proponuje jej pomoc.
Poznają się i z czasem zaczynają nawet współpracować. Ridge gra, a Sydney śpiewa. Co dodaje uroku tej całej znajomości? Sms'y, liściki i wiadomości na facebooku, dzięki którym się porozumiewają. Nie używają słów. Nawet jeśli by używali, Ridge by ich nie usłyszał.
Ale Sydney to rozumie. Właśnie to w nim lubi. To, że Rigde nie potrzebuje słów by zrozumieć. Grając posługuje się wyłącznie instynktem i głosem serca. I wychodzi mu to świetnie.
Mijają dni, tygodnie, a nawet miesiące, a sytuacja między Ridge'm a Sydney staje się coraz bardziej niebezpieczna. Sydney zakochała się w Ridge'u, ale wie, że nie mogą być razem. On kocha inną.
Ridge jest rozdarty między Maggie a Sydney. Nie chce zranić żadnej z nich, nie chce ich stracić.
Sydney wie, że Maggie to wspaniała dziewczyna i to właśnie ją boli. Że jest taka idealna i kochana. I może gdyby nie Ridge, zaprzyjaźniłyby się.
Rigde podejmuje wybór, ale czy słuszny?
Łączy ich muzyka, a dzieli dziewczyna, dla której on jest gotów wskoczyć w ogień. Mimo szczęścia chłopaka Sydney cierpi, ale może tak musi być? Może nie jest im pisana miłość?
Czego "Maybe Someday" uczy?
Na przykład tego, że uczucia potrafią być silniejsze niż cokolwiek innego, że łatwo zranić czyjeś uczucia, że jeśli się chce, pasje czuje się całym ciałem i nawet z najgorszej sytuacji można znaleźć wyjście, że można pokochać dwie osoby równie mocno i że kiedy jest obok ciebie osoba na której ci zależy wiesz, że dasz radę.
Nie wiem, czy autorka miała do czynienia z głuchą osobą i nie wiem, ile jest prawdy w tym co napisała, ale uparcie brnęła w to, że może się udać, że Ridge naprawdę nie różni się od innych muzyków. Podobało mi się jego podejście do życia i myślę, że jego codzienność została fajnie ukazana.
Droga Sydney i Ridge'a była trudna, pełna bólu, rozpaczy, radości i miłości, której musieli się wyrzec. Są wiecznie rozdarci między "może kiedyś" a "właśnie teraz" a kiedy to "właśnie teraz" nadejdzie, może być za późno. Istnieje też opcja, że "właśnie teraz" nie nadejdzie. Co wtedy?
"Maybe Someday" to, jak już wspomniałam, książka o wzlotach i upadkach, o totalnych przeciwieństwach, o muzyce, która zrodziła miłość, o okropnie trudnych wyborach i o tym, że czasami nie warto ufać sercu. Tym bardziej wtedy, kiedy pcha nas ono w ramiona tak niedostępnego chłopaka...
W jaki sposób mnie ta książka wzruszyła?
Autorka nie przedstawiła Ridge'a jako chłopaka, który siedzi zamknięty w czterech ścianach i użala się nad swoim losem. Ridge to chłopak, który żyje jak każdy inny, choć zazwyczaj nie mówi i nie słyszy już od dziecka, doskonale czyta z ruchu warg i można porozumiewać się z nim jak z każdym innym człowiekiem.
Sytuacje, w których był rozdarty między Maggie a Sydney, bardzo mną ruszyły i to właśnie wtedy miałam mieszane uczucia, których nie umiem określić. Z jednej strony wiedziałam, że powinnam nienawidzić Maggie przez to, że przez nią nie mógł być z Sydney, z drugiej zaś wiedziałam, że to okropnie dobra dziewczyna i nigdy nie zrobiła mu krzywdy. Może musiałam się na niej wyżyć.
To przykre, że kiedy Ridge przebywał z Sydney czuł się wspaniale, a kiedy był z Maggie twierdził, że Sydney nigdy nie pokocha tak jak jej. To łamało mi serce, bo liczyłam na ich wielką miłość, na szczęśliwe zakończenie.
Jak ta historia podniosła mnie na duchu?
Autorka stara się przekazać, że mimo przeciwności, przy ciężkiej pracy i determinacji każdy z nas może robić to, co kocha. Ridge nie słyszał od dziecka, a mimo to świetnie grał na gitarze, do tego szło się z nim dogadać. Kochał to co robił i robił to całym sercem.
Nieraz było mu przykro, że nie mógł usłyszeć głosu Sydney kiedy śpiewa do jego muzyki, ale on to po prostu czuł. I może właśnie o to chodzi? Może chodzi o to, by to po prostu poczuć?
Powiem Wam szczerze, że od pierwszych stron od razu skreśliłam tę książkę. Nie spodobała mi się i miałam ochotę ją odłożyć, ale dałam jej szansę. Im dalej w to brnęłam, tym bardziej się do niej przekonałam. I mimo, że nie podobało mi się niezdecydowanie Ridge'a między dwoma połówkami jego serca, polubiłam tę powieść. Nie pokochałam, ale polubiłam i cieszę się, że jednak się uparłam i poznałam prawdziwe drugie dno tej historii. Było warto.
Myślę, że po przeczytaniu "Maybe Someday" wielu z Was zrozumie, że to, co robicie na co dzień, to, co kochacie jest niezwykle cenne i powinniście trzymać to przy sobie. Dbać o to i wierzyć, że robicie to dobrze.
- Książkomaniaczka

Komentarze
Prześlij komentarz