Kiedyś recenzowałam książkę pod tytułem "Trzynaście powodów".
Dlaczego o niej wspominam? Dlatego, że książka, o której będę pisać dzisiaj jest z nią w pewnym sensie powiązana. Powiedzmy, że są pisane... podobnie. W "Trzynastu powodach" bohaterka przed śmiercią nagrała się na taśmy. W tym przypadku to nie do końca to samo - Hayden pozostawił po sobie tylko playlistę zadedykowaną dla jego jedynego przyjaciela - Sam'a.
"Przychodzisz rano do kumpla i okazuje się, że nie żyje. Coś się stało po wczorajszej imprezie. Zostawił tylko playlistę z dołączoną kartką:
Dla Sama
-posłuchaj, a zrozumiesz. "
Czy ktoś z Was jest sobie w stanie wyobrazić, że jego najlepszy przyjaciel po prostu odszedł? Że nie żyje? Co w takiej sytuacji począć? Zacząć się obwiniać, czy lepiej obwiniać wszystkich innych, by nie musieć dźwigać tego ciężaru? Czy faktycznie będziesz dociekał "dlaczego", czy po prostu odpuścisz?
Wiele pytań pozostało bez odpowiedzi, kiedy Sam zrozumiał, że Hayden na prawdę nie żyje. Ciągle szukał rozwiązania tej sytuacji. Był pewien, że nie będzie w stanie się z tym pogodzić.
Zacznijmy od tego, że Hayden i Sam nie byli zwykli. Byli inni, może ciut dziwni. Gadali o tym, o czym pozornie gadają inni nastolatkowie - o dziewczynach, grach i muzyce. Ale nigdy nie rozmawiali o śmierci. A nawet jeśli, Sam nigdy nie brał tego na poważnie.
Hayden pochodził z bogatej rodziny - miał brata, który był jego totalnym przeciwieństwem. Ryan był wysportowany, miał genialne stopnie i wielu przyjaciół. Był po prostu idealny.
Nie to co Hayden. Nie potrafił się skupić, miał problemy z nauką, całe dnie grał na komputerze albo spędzał z Samem - tego jednego właśnie Ryan nie miał. Nie miał wolności. Nie miał swobody i prawdziwego przyjaciela.
Ryan i jego kumple całe życie kopali dołki pod Haydenem. Mimo, że Ryan był jego bratem, każdego dnia go upokarzał. Rodzice chłopaka ciągle wyrzucali mu, że jest do kitu, że nic nie osiągnie, wyśmiewano się z niego nawet w szkole. Tylko Sam był po jego stronie. Ale Haydenowi to nie wystarczało. Nie mógł znieść presji i ciągłego poniżania. Po tej pamiętnej imprezie, na której coś jednak miało się sprostować, postanowił odebrać sobie życie.
Składanka, jaką pozostawił Hyden nie jest wymyślona, na prawdę. Znajdują się na niej - w większości stare klasyki - jak i nowe piosenki, które możecie znać. Jest to między innymi zespół o nazwie Nirvana. Są tam też takie piosenki jak "Say Something" czy "Let it go" A great Big World i The Neighbourhood
Playlista jednak niewiele mówi Samowi. Docieka i wciąż nie może zrozumieć. Jest zły przede wszystkim na siebie. W drugiej kolejności jest Ryan - największy kat Haydena. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego tak okropnie traktuje swojego brata.
Kim jest Atena? Dziewczyna, o której Hayden nie powiedział Samowi, swojemu jedynemu przyjacielowi? Co stało się na tamtej imprezie?
A jeśli Hayden żyje? Jak wytłumaczyć to, że ktoś ciągle korzysta z jego konta i wie o rzeczach, o których wiedzieli tylko oni? Czy Sam na prawdę maczał palce w spisku przeciwko chłopakom, którzy zniszczyli jego kumplowi życie?
Sam zaczyna odkrywać nowe fakty. Po tym, czego się dowiedział o Haydenie, o prawdziwym powodzie, dla którego poszli na tamtą imprezę, postanawia się poddać. Wie już wystarczająco. Żałuje tylko, że nie zdążył się z nim pożegnać tak, jak należy. Że pożegnali się w niezgodzie.
I podobnie jak w "Trzynastu powodach" - kto na prawdę tutaj zawinił?
Zaznaczę, że Hayden to wciąż nastolatek. Tak wielu ludzi go poniżało, co z tego? Udawał, że go to nie obchodzi, chociaż w środku konał z bólu. Postanowił więc się go pozbyć.
Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której zastałabym mojego przyjaciela martwego. Nie byłabym w stanie tego znieść. Sam, co najlepsze, nie uronił przy tym ani łzy. Przez całą książkę nie uronił ani łzy, nie rozpaczał. Bo on nie chciał w to wierzyć.
To okropne uczucie, kiedy wiesz, że ostatnim, co powiedziałeś do przyjaciela było zwykłe, krótkie, pełne nienawiści przeplatanej z bezradnością "pierd*l się" . Co zrobiłbyś, gdybyś mógł cofnąć czas? Nie warto byłoby tego robić wiedząc, że twój przyjaciel żyłby w tym bólu i cierpiał latami tylko po to, by mógł być przy tobie kiedy to TY będziesz jego potrzebować.
Wmawia się, że wina nie leży po niczyjej stronie - tak jest zawsze, kiedy każdy się obwinia. Ale wina ZAWSZE musi leżeć po czyjejś stronie. Jakaś jej część ZAWSZE leży po stronie samobójcy. Tego, który nas skazał na tę męczarnie, na wieczną niewiedzę.
Rodzice Haydena zachowali się, moim zdaniem i za przeproszeniem - do kitu. Jak można tak traktować własne dziecko? Jak można wmawiać mu, że jest nikim? Czy tylko ja nie mogę tego pojąć?
Rodzice często nie rozumieją, jak mocno ich słowa uderzają do ich dzieci. Nie rozumieją, że coś powiedziane raz pozostaje w pamięci na długo. Czasami na zawsze.
Z jednej strony rodzice, z drugiej brat, z jeszcze innej - rówieśnicy. Jak można znieść tak wielką ilość upokorzenia, cierpienia, poniżenia? Jak z tego wyjść, jak sobie z tym poradzić?
Hayden nie umiał się z tym pogodzić. I mimo, iż zapewniał, że wszystko z nim w porządku, możliwym jest, że każdego dnia w głowie układał scenariusz, jakim mógłby zakończyć to okropne, pełne cierpienia widowisko. Możliwe, że układał w słupku rzeczy, które może sobie zrobić, by odebrać sobie życie. Możliwe, że nie myślał w ogóle, a jego samobójcza noc była po prostu nocą. Taką, jak każde inne.
A to, co zrobił, zrobił po prostu - pod wpływem presji.
-Książkomaniaczka

Komentarze
Prześlij komentarz