O tym jak wiele znaczą dla mnie książki Johna Greena ciężko powiedzieć. To po prostu ktoś, kto napędza mnie w działaniu. Pokazuje że warto walczyć. Trafia do mnie za każdym razem i z każdą powieścią coraz bardziej zaczynam się nad sobą zastanawiać. Niewielu autorów potrafi złapać z czytelnikami taki kontakt. Nie dosłowny, a mentalny. Większość dzieł literackich to po prostu historie spisane na kartkach. Każdy autor chce by o nim pamiętano, ale nie każdy wie jak to zrobić. John Green naprawdę nie musi się wysilać, bo ilekroć coś stworzy, porusza serca nasze i naszych bliskich.
Pamiętam jeszcze "Gwiazd naszych wina". Pamiętam jak po raz pierwszy sięgnęłam po tę książkę i pamiętam uczucia jakie mi towarzyszyły kiedy ją czytałam. To było naprawdę coś. Nie wiem czy na tym blogu znajduje się ta recenzja, może tak, ale na pewno mi się ta powieść podobała. No, ale mniejsza. Mam na myśli to, że nie zapomniałam i o "Żółwiach aż do końca" również nie zapomnę. Tak się po prostu nie da.
Autor w swoich powieściach odnosi się głównie do problemów dotyczących świata nastolatków - do naszego świata. Od problemów zdrowotnych (choroby fizyczne) po problemy psychiczne (choroby psychiczne). Porusza bardzo delikatne kwestie w niezwykle oryginalny i godny podziwu sposób. Również w tej powieści odniósł się do problemów, o których tak rzadko rozmawiamy...
Główną bohaterką jest Aza. Aza to nastolatka... nie do końca jak wszystkie. Dziewczyna ma problem, choć nie do końca się do tego przyznaje. W życiu uczestniczy tylko ciałem. Czuje się jak widz. Jakby ktoś żył za nią, a ona patrzyła na to z boku. Ale tak przecież nie jest.
Tylko że żadne inne wyjaśnienie nie jest lepsze od tego.
Oczywiście, Azę wspiera spora grupa osób, ale nie wszyscy wiedzą jak wesprzeć ją dobrze. Do tej nielicznej grupy, tej wiedzącej, należy jej przyjaciółka, Daisy. To jedna z osób, której dziewczyna ufa bezgranicznie. No, jest jeszcze jej ukochany samochód - własność jej zmarłego ojca.
Azę wychowuje matka. Ten samochód to wszystko co zostało jej po tacie, dlatego dba o pojazd jak najlepiej potrafi. Czuje, że samochód nigdy jej nie zawiedzie, choć z jej strony nastąpi to niejednokrotnie. Poza tym, Aza posiada również telefon ojca. Lubi oglądać zdjęcia które robił jej i jej mamie. Wielu osobom wydaje się dziwne to, że nastolatka traktuje rzecz jak człowieka, ale ze wszystkich dziwnych rzeczy jakie je spotkały, tę za taką nie uważa.
Dziewczyny są niemal nierozłączne, choć, oczywiście, zdarzają się sprzeczki. Mimo to, snują plany na przyszłość. Wspólne plany. Jak na razie nie mogą sobie pozwolić na śmielsze marzenia. Aż do momentu, gdy dowiadują się o zaginięciu pewnego milionera...
W telewizji huczy od sprawy tajemniczego zniknięcia ojca dawnego przyjaciela Azy. Przyjaciółki pewnie by się tym nie przejmowały, gdyby nie przewidziano nagrody za jakiekolwiek informacje na temat zaginionego. To wielka okazja.
Ale Aza nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji. Jest przerażona, bo przecież nie zna się na tych sprawach. Nie chce dźwigać na sobie takiej odpowiedzialności i kosztem czyjegoś nieszczęścia pozwalać sobie na dogodności. Chociaż, może to nie jest takie złe?
Daisy namawia przyjaciółkę do odnowienia relacji z synem milionera, Davisem.
Azie z początku ten pomysł się nie podoba. To raczej oczywiste, do czego to zaprowadzi. Nie dość, że będzie musiała kłamać, to chłopak prawie na pewno się zorientuje.
Ale sprawa nie toczy się tak źle jak myślała.
Okazuje się, że Davis nie bardzo cierpi po zniknięciu ojca. Za to jego młodszy brat, owszem. Chłopak twierdzi, że może to i lepiej. Nigdy go nie było i nigdy nie interesował się swoimi dziećmi. Oczywiście, nie chciał jego śmierci, ale... cóż, sam nie wie co czuje.
W tej sytuacji dziewczyna czuje się bezradna. Wie, że nie może tak zranić dawnego znajomego. Mimo wszystko, on ma przecież uczucia. A ludzi nie wolno wykorzystywać.
Wychodzi na to, że bez większego trudu dziewczyny wychodzą na swoje, ale Azie wciąż nie daje spokoju zaginięcie ojca Davisa. Nieco odłącza się od sprawy, ale mimo obietnicy, nie przestaje węszyć.
Z czasem między nastolatkami zaczyna rodzić się pewnego rodzaju uczucie. Aza zapewniała, że nie jest tu dla pieniędzy, utrzymuje z Davisem kontakt, by mu to udowodnić. Ale nie wie, do czego to prowadzi...
Czy czuje do niego coś więcej? To bardzo prawdopodobne. Ale zbliżenie się do niego jest okropnie niebezpieczne, jak twierdzi.
Aza panicznie boi się tego, na co może zachorować nie uważając na siebie. Prześladują ją dziwne myśli, jakby w jej głowie mieszkał ktoś jeszcze. Nie może tego kogoś stamtąd wyrzucić. Nie umie. I chociaż jest jej trudno, stara się z tym walczyć. Niestety, prawie zawsze ulega tej drugiej sobie.
Ten przeraźliwy lęk nie pozwala jej normalnie funkcjonować. Boi się całować, dotknąć brudnego blatu czy popłynąć rzeką. Boi się zapomnieć zmienić plastra, bo to może grozić zakażeniem, a zakażenie - śmiercią. Jej życie to niekończący się strach i nic na to nie poradzi. Boi się prawie wszystkiego, bo wszystko może przecież nas zranić. Aza nie jest już sobą. Jej umysł przejmuje ktoś inny, ktoś, kim prawdopodobnie jest, ale jeszcze o tym nie wie. W jej głowie tli się masa myśli, a one powoli ją wykańczają.
Przez to wszystko coś zaczyna się psuć. Relacje między nią a jej bliskimi unikają zmianie, a ona nie do końca rozumie dlaczego. Oddala się i jest jakby gdzieś indziej. Nie wie jak wrócić do siebie.
Ten natłok myśli i niekontrolowane ataki paniki wewnątrz jej głowy powodują wypadek, z którego, na szczęście, Aza wychodzi cało. Ale wtedy już kompletnie odcina się od świata.
Dziewczyna przeraźliwie boi się kontaktu z ludźmi i przedmiotami. Stara się utrzymać równowagę psychiczną, co nieraz jest bardzo trudne. Gubi się, ale wierzy, że kiedyś uda jej się wrócić na właściwą ścieżkę. Desperacko zapobiega wymysłom swojego mózgu, ale to naprawdę okropnie męczące.
Aza zdaje sobie sprawę, że z tym nie wygra. Że to część jej. Ta część, którą musi zaakceptować, choć nie chce z nią żyć. Część, nad którą może nauczyć się panować. I może już czas na to, by zawalczyć o siebie?
Bohaterka powoli wraca do siebie, ale sprawa zaginionego milionera wciąż jest niewyjaśniona. Kiedy natrafia na pewien ślad, postanawia powiadomić o tym Davisa. Prawda jest dla niego bolesna i druzgocąca. Ale prawda często taka bywa. A on musiał ją w końcu poznać.
Chłopak, niestety, nie może zostać. Davis wraz z bratem jest zmuszony zmienić styl życia i przeprowadzić się, choć niekoniecznie tego chce. Ale nie ma wyjścia. Przed wyjazdem przychodzi do Azy by się z nią pożegnać. Ale to nie jest ostateczne pożegnanie, bo, jak twierdzi bohaterka: "nikt nigdy nie mówi <do widzenia> , jeśli nie zamierza zobaczyć się z kimś ponownie". Więc istnieje szansa, że to jeszcze nie koniec ich przygody. Bo świat wciąż istnieje, niesiony na grzbiecie ogromnego żółwia, aż do samego końca...
Ciężko porównać tę książkę do innych powieści Johna, ale to naprawdę coś i trudno mi powiedzieć cokolwiek złego o tej powieści. Może nie powinnam, może tego nie ma. Wcale by mnie to nie zdziwiło, bo ja nigdy tego nie znalazłam i jestem prawie pewna, że nie znajdę.
Cóż... czas spędzony przy "Żółwie aż do końca" to zaledwie godziny. Siedziałam i czytałam, popijając herbatę i zastanawiałam się nad nią głęboko. Myślałam, myślałam i myślałam i doszłam do wniosku, że... że tu wcale nie trzeba się tak silić.
Czułam się zmieszana - w dobrym sensie zmieszana. Wyobraźcie sobie wszystkie dobre emocje jakie mogą towarzyszyć nam przy dobrej książce i zmiksujcie je razem - dziwnie, co?
Nie sądzę, że to jakiś wielki fenomen - choć dla mnie osobiście, owszem. Do każdego ta książka trafia inaczej, do niektórych w ogóle. Ale nie uważam czasu spędzonego nad nią za czas stracony i nie wyobrażam sobie zagospodarować tych godzin lepiej. Po prostu nie.
Ta książka uczy, że ludzi powinno się kochać takimi, jakimi są. Że to co widoczne na zewnątrz nie zawsze jest równe temu, co jest wewnątrz. Pokazuje jak kruche potrafi być ludzkie serce, jak trudno czasami stawić czoła sobie samemu i że w gruncie rzeczy to my jesteśmy swoim największym wrogiem i najlepszym przyjacielem jednocześnie. Demony siedzą w każdym z nas, ale nie każdy z nas odczuwa w sobie ich obecność. Czytamy tu o tym, że czasami trzeba pójść z nimi na kompromis. Zaczynamy zastanawiać się nad sobą i nad tym, kim naprawdę jesteśmy. Autor pokazuje, że warto o siebie walczyć. O tego prawdziwego siebie.
W tej książce znajdujemy wszystko to, co jest charakterystyczne dla Johna Greena: humor, ironia, ukryty sens i cała masa przemyśleń o życiu, o ludziach i otaczającym nas świecie. W sposób zabawny ale i obiektywny przekazuje nam zrozumienie i wsparcie. Nam, czyli młodzieży. Ale nie tylko.
Cóż więcej mogę powiedzieć? Ta książka to strzał w dziesiątkę. Idealna by zakończyć rok, bo więcej już nie zdążę przeczytać. Ale, wracając do opinii, gorąco ją polecam. Jeśli wciąż nie daliście Johnowi szansy, teraz może się udać. Naprawdę.
"Żółwie aż do końca" to jedna z lepszych książek jakie w tym roku przeczytałam. Mam nadzieję, że autor na tym nie poprzestanie. Ja zawsze będę czekać na nowości od niego. Ja i miliony innych czytelników, których serca zdobył.
-Książkomaniaczka
P.S Szczęśliwego Nowego Roku, Książkomaniacy.
Komentarze
Prześlij komentarz