Coś tu ewidentnie poszło nie tak...
Nie, to nie wina książki. To w całości moja wina. Moja i mojej niecierpliwości, no bo jak mogłam nie iść na film w którym występuje mój ulubiony aktor? Gdybym nie poszła, pewnie nie byłabym sobą.
Ale wtedy najpierw przeczytałabym książkę, tak jak być powinno.
Po przeczytaniu i po obejrzeniu sama już nie wiem czy wyszło mi to na dobre. Film był genialny. Byłby idealny gdyby zawarto w nim wszystkie ważne treści z książki, tylko że zmieniono parę istotnych rzeczy. Takich, na których opierała się spora część historii. Na ekranizacji tego nie widać o ile nie przeczytaliśmy wcześniej wersji na papierze. Jeśli mam oceniać zgodność... słabo z tym. To co powinniśmy wiedzieć na pewno tam jest, tylko że z trochę innej perspektywy. Nie wiem czy z lepszej...
Ale o filmie później. Najpierw książka...
"Mitch Rapp jest beztroskim młodym studentem, gdy spotyka go wielka tragedia. Pewnego grudniowego wieczoru w zamachu terrorystycznym nad Lockerbie ginie dwieście siedemdziesiąt niewinnych osób, w tym dziewczyna Mitcha. Tysiące członków rodzin i przyjaciół ofiar pogrąża się w żałobie. Mitch Rapp również do nich należy, jednak zamiast rozpaczać, postanawia działać… i szuka zemsty.
Po miesiącach intensywnego treningu trafia do CIA i wyjeżdża do Libanu na misję mającą na celu odbicie dwóch amerykańskich zakładników. Nie ma jednak pojęcia, że wróg jest świadomy jego istnienia i zastawił na niego pułapkę. Czy łowca stanie się ofiarą…?"
Mitch nie zamierza siedzieć bezczynnie w miejscu. Po utracie bliskiej mu osoby postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i rozwiązać to raz na zawsze. Tylko że to nie jest takie proste...
Mimo intensywnych treningów i niezłomnej siły woli, Mitch nie przez wszystkich jest brany na poważnie. Mają wyszkolić go na zabójcę, który nie będzie lękał się wyzwań. Który, jeśli trzeba, wymierzy cios w najmniej spodziewanych warunkach. Który po spojrzeniu w oczy ofiary nie zawaha się nad tym, co naprawdę powinien zrobić.
Ma trenować go jeden z najlepszych - Stan.
Tylko że on nie widzi w nim tego, co zauważyła w nim Kennedy.
Jest w podeszłym wieku, ale wciąż jest czujny i "niezniszczalny". Ma doświadczenie, to pewne, i nawet nie wyobraża sobie, że ktokolwiek kiedykolwiek zajmie jego miejsce. Niemal od samego startu narasta w nim niechęć do "świeżego", który ma okazać się wielkim skarbem dla CIA. Może dlatego że nic w nim nie widzi, a może dlatego że widzi w nim... siebie.
Początki nie są proste, ale Rapp nie ma zamiaru się wykruszać.
Całe tygodnie męczących i bezlitosnych treningów formują przyjezdnych na zupełnie innych ludzi. Silniejszych nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Tylko że Mitch chce tylko jednego - zadośćuczynienia. Zemsty.
Na tym etapie przekonuje się o tym, że nawet on ma swoje słabe punkty.
Zaczyna wątpić czy naprawdę zależy mu na tym by pozostać tu gdzie jest, czy robi to po prostu dla siebie. Teraz, kiedy sytuacja jest jak tykająca bomba, musi ostrożnie stąpać po tych terenach. Ma zadanie, które musi spełnić by pokazać ile naprawdę jest wart. Nie Stanowi, nie Kennedy, a sobie.
Tylko że wróg zna tę strategię.
Misje stają się coraz bardziej niebezpieczne, ale jednocześnie coraz bliżej mu do celu. Muszą odbić zakładników, a co więcej - wróg musi zapłacić. Najlepiej życiem.
Bohater odkrywa siłę, której nigdy wcześniej w sobie nie widział. Poznaje ludzi, za których mógłby nawet zabić. Widzi coś, czego do tej pory nie dostrzegał. Koniec tunelu. Wyjście. Metę.
Ale nie wszystko idzie po ich myśli.
Jeden z jego "przyjaciół po fachu" zostaje przejęty. Wróg znów ma przewagę, a zegar tyka... Mitch musi działać szybko. I nawet jeśli ten facet strasznie działał mu na nerwy i jako jedyny w niego nie wierzył, wie, że on zrobiłby to samo. Z jakiegoś powodu czuje się zobowiązany do tego, by stanąć za nim w razie konieczności. Teraz jest taka konieczność.
Tylko czy wystąpienie przeciw terrorystom bez żadnego konkretnego planu wyjdzie mu na dobre?
I czy zabójca wygra walkę z czasem?
Nic dziwnego, że jako nastolatka podniecam się tym że w głównej roli filmowej obsadzono mojego ulubionego aktora, co nie? :P
A tak całkiem serio...
Ci co mnie czytają wiedzą, że nie przepadam ostatnimi czasy za taką tematyką. Ogólnie mogłabym powiedzieć że to mnie nudzi, ale to może za mocne słowo. Myślę, że minął już moment w którym z zapałem czytam książki tego typu.
Z "Amerykańskim Zabójcą" było podobnie.
Bo, wiecie, skoro obejrzałam film, nie czułam się już tak zobowiązana do znania szczegółowej treści. Mam na myśli, że czytałam to co jest naprawdę ważne - jak go odkryto, dlaczego to robi i kto jest przeciw komu. Opisy miejsca do którego trafia, przeszłości ludzi przeciw którym występuje czy nawet "niecne sprawki" wrogów - omijałam. Nie powinnam, wiem, przepraszam. Ta książka miałaby lepsze szanse gdyby pierwsza wpadła mi w ręce. Jestem pewna.
Postać Rappa oczywiście w mojej wyobraźni była postacią filmowego Dylana O'Briana :). A odnoszę się do niej, bo była naprawdę ciekawa. Barwna i... intrygująca. Nie wszyscy bohaterowie tacy byli. Chociażby sama Kennedy - ważna, ale niespecjalnie ją polubiłam. To samo z niektórymi trenerami czy zakładnikami. Co do postaci na które (poza Rappem) warto zwrócić uwagę, uwzględniłabym tu jeszcze Stana. Ironiczny, niezależny, delikatnie irytujący, ale na pewno nie nudny. On i Mitch to niezły duet.
W kwestii miejsc w których odbywała się akcja, chyba wolałabym nie rozwijać tego wątku. Chodzi o to, że to była cała masa miast i mnie osobiście ciężko było się połapać. W jednym są terroryści, zabójcy podróżują z jednego do drugiego i czasami nie wiadomo kto gdzie naprawdę jest. Gdybym bardziej zagłębiła się w treść na pewno poszłoby mi lepiej, ale cóż...
Książka okazała się bardziej interesująca niż sądziłam. Z początku naprawdę ciężko się do niej przekonać, ale koniec końców - jestem zadowolona. Fajna historia, barwni bohaterowie i ważny problem, z którym do dziś mamy do czynienia. Terroryzm z nieco innej perspektywy - ludzkiej, bez owijania w bawełnę o tym, jak jest naprawdę
Została jeszcze kwestia filmu, a tu mam trochę więcej do powiedzenia...
(Piękny, prawda? XD)
Obsada - jestem za. Plakat - jestem za. Data - jak najbardziej za, bo mi dopisała. Moje postanowienie - nieważne.
OBIECAŁAM sobie przeczytać książkę przed, ale to już nie pierwszy raz kiedy się z tego nie wywiązuję. Ale, żeby się już na tym nie rozwodzić, należy powiedzieć, że film to naprawdę dobra robota. Tyle że nie na tyle dobra, żeby nie zarzucić mu paru istotnych błędów.
Sam powód dla którego Rapp podjął decyzję o wstąpieniu do CIA jest jeden i ten sam. Okoliczności strat - mój Boże, czy tylko mnie to nie pasuje? Przecież to naprawdę spora różnica, a wiem, że niewielu ją zauważyło. Błagam, przecież nie był bezpośrednim świadkiem! Przepraszam za spojler, ale to mnie naprawdę irytuje.
Żeby nie kleić się już do tych ról głównych, trzeba przyznać że role filmowe były akurat naprawdę dobrze dopracowane. Wszystkie, moim zdaniem. Każdy miał charakter podobny do swojego książkowego odpowiednika i dobrze sobie z tą rolą poradził. Sama akcja też niczego sobie, tylko że sporo elementów wrzucono w zamian za coś innego. Niektórych rzeczy w ogóle nie było w papierowej wersji, co oznacza, że były zbędne.
Jednak, nie porównując filmu do książki, ekranizacja była genialna. Nieco sprzeczna, ale sam film naprawdę warto obejrzeć.
Historia Rappa została ukazana w fajny sposób. Dobrze się to oglądało i nie dało się odwrócić od tego wzroku. Nie nudziło i nie miało się wrażenia, że to strata czasu.
Wzruszyłam się, trochę pośmiałam, czasami byłam zdezorientowana, ale finalnie muszę przyzać że to było coś, na co warto poświęcić chwilę czasu.
Kończąc:
Książka "American Assassin" - warto.
Ekranizacja "American Assassin" - warto, o ile nie czepiasz się szczegółów. :)
Do napisania.
- Książkomaniaczka
Komentarze
Prześlij komentarz