W świecie w którym wyblakły kolory, ty szukaj barw.
"Drzwi na zachód" były moją pierwszą zdobyczą na Warszawskich Targach Książki. Porywająca okładka i masa dobrych opinii pozostawiła mnie ciekawą, dlatego nie czekałam ani chwili kiedy nadarzyła się okazja by postawić ją na swojej półce.
Mówiono o niej, że jest "przepiękną historią miłosną". Wspomniano też, że to niełatwa lektura. Że nie wszyscy zrozumieją.
Myślę, że to prawda.
Początki były prawdę mówiąc proste. Gorzej z tym, co działo się później.
Rozwinęła się akcja. Rozwinęła się w sposób, którego nie umiałam pojąć. Bohaterowie się zmieniali. Zmieniał się świat, których dotychczas znali. Pojawiła się szansa; drzwi, które mogły ich uratować.
Lub sprawić, że będzie już tylko gorzej.
W kraju stojącym na krawędzi wojny domowej spotyka się dwoje młodych ludzi – zmysłowa, zaciekle broniąca swej niezależności Nadia i łagodny, powściągliwy Saeed. Wdają się w sekretny romans, ale już wkrótce rozruchy ogarniające miasto zamykają bohaterów w niedojrzałej intymności ich związku. Kiedy zamieszki wybuchają z pełną siłą, zmieniając znajome ulice w mozaikę wojskowych posterunków i wybuchających bomb, do ich uszu zaczynają docierać plotki o drzwiach – drzwiach, które mogą błyskawicznie przenieść ludzi w odległe miejsca, chociaż jest to niebezpieczne i kosztowne. W miarę jak nasila się przemoc, Nadia i Saeed dochodzą do wniosku, że nie mają już wyboru. Porzucając ojczyznę i dawne życie, znajdują drzwi i przez nie przechodzą...
To działo się już dawno. Umierały rodziny, przyjaciele, upadała gospodarka, a świat pogrążył się w chaosie. Któż nie chciałby od tego uciec?
Kiedy rozchodzi się plotka o drzwiach, które prowadzą do lepszego miejsca, które mogą okazać się ratunkiem, kochankowie nie zwlekają ani chwili.
Ale same poszukiwania są bardzo ryzykowne.
"Ziemia obiecana" może okazać się całkiem inna od tej, której oczekiwali. Życie za drzwiami właściwie niewiele różni się od tego na zewnątrz. Każdy tu patrzy na siebie spod byka i bardzo chce zmian. Za dobre życie jest gotów zabić. Tu niewielu można ufać.
Miłość Nadii i Saeeda z każdym dniem słabnie. Oboje czują się za siebie odpowiedzialni, szczególnie Nadia, bo złożyła komuś obietnicę, ale jeśli między nimi jest jeszcze cokolwiek, to jest to jedynie przyzwyczajenie. Pragną już zupełnie czegoś innego. On chce zostać tu, gdzie ma pewność bezpieczeństwa. Ona chce iść dalej.
Ale wojna kiedyś musi się skończyć. A kiedy się skończy może, tylko może, będą umieli na nowo zbudować to, co to zbombardowane miasto zniszczyło.
O tej króciótkiej historii wypowiem się niewiele...
W tych zaledwie 200 stronach umieszczono parę istotnych rzeczy wokół których, zdaje mi się, czytelnicy tak naprawdę krążą.
Ta miłość głównych bohaterów może wydawać się tym, o czym autor chciał byśmy czytali. I może faktycznie chciał, może to powinno pokazać nam, w jak trudnych warunkach trzeba było o nią walczyć.
Ja natomiast zwróciłam uwagę na ludzi.
Na tych, którzy bombardują. Na tych, którzy walczą. Na czarnoskórych, na Amerykanów, na Arabów i na wszystkich tych, których skupiono w jednym miejscu.
Świat od zawsze był podzielony i pewnie już zawsze będziemy przydzielani do różnych grup. Kiedy stoisz przed obliczem śmierci, nie obchodzi cię, kto stoi obok ciebie, o ile możesz sprzed tego oblicza uciec. Ludzie za drzwiami nie ufali sobie. Patrzyli na siebie jak na wrogów, ale wiedzieli, że tak trzeba. Wspólnie musieli przez to przejść i zakopać ten topór, który trzymali w dłoniach od wielu, wielu lat...
"Drzwi na zachód" to książka, której zdecydowanie warto poświęcić swój wieczór. Ta niewielka historia to wielka sprawa, o której każdy z nas powinien pamiętać. To sprawa o ludziach, dla ludzi. To my niszczymy, to my naprawiamy, to my kochamy i nienawidzimy. Jeśli coś się sypie, to na pewno nasza wina. Ważne jest to, by pilnować fundamentów. Nie zapominać o tym, że człowiek to tylko człowiek. I że życie mamy tylko jedno.
- Książkomaniaczka
Komentarze
Prześlij komentarz