Przejdź do głównej zawartości

"Simon oraz inni homo sapiens" - okiem mało tolerancyjnej osoby


Cóż... dziś nie będzie łatwo :).













Kwestia tolerancji to nie wszystko.
Ja od bardzo dawna biorę udział w dyskusjach na ten temat. Z jednymi jest łatwiej, z innymi trudniej. Problem polega na tym, że ludzie bardzo koloryzują te sprawy. I ciężko im przyjąć jakieś inne normy.

Ktoś powie: nie pasuje ci? Okej. Sądzę inaczej, ale to twoja opinia.

Są też tacy, którzy panicznie bronią tego, czym w życiu się kierują. To ludzie typu: przecież to normalne (dla nich takie jest i sądzą, że dla wszystkich innych też powinno). To też ludzie, miłość jest najważniejsza i bla bla bla...

Celebrowanie tej odmienności to coś, w co nie wchodzę. Zachowania takie jak wywieszanie tęczowych flag wszędzie gdzie się da (koncerty, podwórka, szkoły), krzyczenie, że tolerancja jest najważniejsza i że miłość nie wybiera, to już lekkie wymuszanie. Oczywiście, ci którzy tego po prostu nie potrafią strawić, będą mówić że to chore, że to powinno się leczyć.

Nie wiem czy mogę siebie nazwać homofobem. To bardzo mocne słowo i dużo znaczy.

Nie będę jednak udawać, że to mi pasuje. Że to dla mnie normalne i obojętne, bo kiedy mam opowiadać się za albo przeciw, przykro mi, jestem przeciw.

Żeby nie wzniecać ognia, może przejdę do tego, jakim cudem ta książka znalazła sie w moich rękach...

Moja przyjaciółka bardzo chciała obejrzeć film. Dobrze wiedziałam o czym jest i wiedziałam, że powstał na podstawie powieści. Już raz miałam do czynienia z "Simon oraz inni homo sapiens", ale jakoś nie zdobyłam się by przeczytać. Teraz miałam motywację. Chciałam wiedzieć więcej i lepiej.

Mój problem odnośnie homoseksualizmu i tak stał się mniejszy niż na przełomie dwóch ostatnich lat. Może to chwila słabości, ale postanowiłam, że to pora na jeden mniejszy krok. I że może coś się zmieni.











Ukrywający swoją orientację seksualną szesnastoletni Simon Spier uważa, że miejsce dramatów jest na scenie teatralnej. Jednak kiedy napisana przez niego wiadomość mailowa wpada w niepowołane ręce, pojawia się ryzyko, że jego wielki sekret ujrzy nagle światło dzienne. Simon pada ofiarą szantażu: jeśli nie zostanie swatem dla klasowego błazna, Martina, wszyscy dowiedzą się, że jest gejem. A co gorsza, w niebezpieczeństwie znajdzie się także Blue, chłopak, z którym Simon wymienia maile.


W wąskiej grupce przyjaciół Simona pojawiają się coraz częstsze spięcia, korespondencja mailowa z Blue z każdym dniem robi się coraz gorętsza, a spokojne dotąd życie Simona zaczyna się dziwnie komplikować. Niechętny wszelkim zmianom chłopak musi znaleźć sposób na wyjście ze swojego bezpiecznego kokonu, zanim zostanie z niego brutalnie wypchnięty – i to tak, żeby nie zrazić do siebie przyjaciół, uniknąć kompromitacji i nie zepsuć tego, co rodzi się między nim a najcudowniejszym i najbardziej tajemniczym chłopakiem, jakiego dotąd spotkał.



Simon nie jest szczególnie znany ani lubiany. Można wręcz rzec, że "neutralny".


On nigdy się nie wychylał. Nigdy nie mówił o tym, co go bolało. Po prostu żył pośród innych licealistów, pozornie taki sam, a jednak inny. Bo Simon ma tajemnicę.

Wszystko zaczyna się od szantażu. Pewien chłopak ze szkoły zobaczył jego maile z chłopakiem o pseudonimie Blue, którego Simon poznał przez internet. To niezły news i doskonała okazja, by osiągnąć cel, więc namawia go na zeswatanie go z jego przyjaciółką - Abby. Niestety, musi na to przystać.

Przyjaciele licealisty nie wiedzą o tym, że jest gejem. Jego rodzina też. Nie chciałby, by dowiedziała się cała szkoła, szczególnie że może to źle wpłynąć na jego internetowego przyjaciela. To czy ludzie będą wiedzieć nie robi mu większej różnicy, ale boi się właśnie o niego.

Dni mijają, a Simonowi ciężko jest dotrzymać umowy. Abby widocznie nie jest zainteresowana dziwnym facetem z którym poznał ją jej przyjaciel, co nieco miesza mu szyki. Korespondencja z Blue trwa, a Simon stara się dowiedzieć, kim jest tajemniczy nieznajomy.

Nick, Lea i Abby widzą, że z ich przyjacielem jest coś nie tak. Staje się dziwnie nieobecny na próbach i podczas lekcji, a do tego coraz mniej im mówi. Nie wiedzą, że on chce tylko poznać prawdę, o której oni nawet nie mają pojęcia.

Szantażysta się niecierpliwi, ale Simon nie może nic zrobić. Czuje, że ciężej mu samemu przez to wszystko iść, dlatego postanawia powiedzieć bliskim, ale tylko niektórym, o swojej orientacji. Mimo panicznego lęku przed odrzuceniem, mimo wstydu i strachu. Nie wszystko idzie jednak po jego myśli, bo być może powiedział to komuś, kto nie powinien o tym wiedzieć...

Sprawy nabierają szalonego tempa, kiedy w internecie lądują maile Blue i Simona. Chłopak oczywiście wie, kto za tym stoi, ale przerażenie nad nim dominuje. Wie, że w szkole nie będzie łatwo. Wie, że Blue jest rozczarowany, a tego nie może znieść.

Daje sobie ostatnią szansę. Znosi obelgi i dziwne spojrzenia tylko po to, by wreszcie poznać prawdę. Jest gotowy zobaczyć chłopaka, którego darzy tak wielkimi uczuciami, ale czy Blue też jest na to gotowy?

A co jeśli Blue to tylko żart?









Wiecie, co mi się w tej książce tak NAPRAWDĘ podobało?

Spodziewałam się, że to będzie powieść, która będzie wręcz krzyczeć: szanuj homoseksualistów! Prawdę mówiąc, BARDZO się tego bałam. Bałam się dziwnie przedstawionych postaci, gestów, stereotypowych wersji tych, których twierdzą, że należy tolerować. Ale nie. Nie to dostałam.

Dostałam zwykłego bohatera, chodzącego do zwykłej szkoły, mającego zwykłych przyjaciół i przeciętne życie. Jego orientacja to dodatek. Tak, dodatek. Ten chłopak się pogubił. Ten chłopak wie, jak to jest być tym kim jest w tym świecie, w tych czasach, w liceum. I bardzo się boi jak przyjmą to ludzie. I chce tylko spokoju. Chce miłości bo twierdzi, że na nią zasłużył.

Nie musiałam czytać żadnych niezręcznych scen. Poza może dwoma pocałunkami nie było tam nic, co mogłoby mi kazać odrzucić tę książkę na bok. Nie wrzucili mi tu na siłę rzeczy, których się bałam zobaczyć.



Tak, ta na górze to Hannah Baker (fani "13 powodów) :). Tego obok też pewnie kojarzycie.

Co do obsady, cóż... nie powiem, że w zupełności oddała postacie książkowe. I że trochę ich tu podkoloryzowali.

Mimo to, gra, kwestie i zaangażowanie było dla mnie na naprawdę dobrym poziomie.


Z jakiegoś powodu produkcja przejęła tytuł "Love, Simon" zamiast "Simon oraz inni homo sapiens". Ja wiem, ten drugi nie jest jakiś porywający i średnio wpada w ucho, ale to jednak coś, co było fundamentem, czymś pierwszym.

Choć to i tak lepsze niż "Nauka spadania" (Długa droga w dół), "Tamte dni, tamte noce" (CALL ME BY YOUR NAME) czy wiele innych. Mam na myśli tytuły :).



Ciężko określić mi zgodność z książką. To co wiem na pewno to to, że początek filmu różnił się od początku książki, ALE TO NIEKONIECZNIE BŁĄD.

Książka rozpoczyna się od szantażu, a film od momentu, w którym Simon poznaje Blue po raz pierwszy (w sensie, kiedy po raz pierwszy do niego pisze). I, prawdę mówiąc, to jest lepsze niż późniejsze tłumaczenia Simona jak to się zaczęło i w ogóle. Bo albo mogło tego nie być, albo można było od tego zacząć. Historia ich znajomości nie jest jakaś kolorowa - chłopak zainteresował się wpisem i postanowił się odezwać. Koniec.


Chłopak grający Simona to młody aktor. Nie potrafił zrobić nic na tyle emocjonującego, że to poczułam. To była taka "sucha" postać, ale koniec końców - bardzo dobra w swojej roli. Bo książka też nie wzrusza, nie porywa, ale jest lekka, przyjemna i prosta. Taka, jaka powinna być.

Podsumowując!

Nie, nie zmienię przez to swoich poglądów. Nie żałuję jednak, że postawiłam ten krok i wzięłam się za to, za co powinnam wziąć się od dawna. Odłączyłam swoją opinię na temat  świata i ludzi od tego, co czytam i to było bardzo dobre posunięcie. Bo warto czasem zrobić coś nowego.

- Książkomaniaczka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wydawnictwo Insignis z nowymi premierami i pod nową nazwą? - co szykuje imprint, premiery i zapowiedzi

 

"Duma i uprzedzenie" - czyli klasyka gatunku

  "Człowiek w dramatycznej sytuacji nie zważa na etykietę przestrzeganą przez innych". Jane Austen to królowa romansu. Stworzyła klasyk, który po dziś dzień jest swego rodzaju wyznacznikiem dla wielu innych pisarzy i twórców historii miłosnych. A, jak wiadomo, z klasyką nie sposób się sprzeczać.  Nie obawiałam się w zasadzie niczego, a już na pewno nie tego, że autorka mnie zawiedzie. W tej sprawie się nie pomyliłam; historia Elizabeth była mi bliższa, niż z początku się spodziewałam że będzie. I do tej pory mocno nią żyję. Miłosne rozterki, rodzinne konflikty i kłamstwa... wszystko to za sprawą tytułowej dumy i uprzedzeń.  Jak daleko zaprowadzą one bohaterów? "Na początku zeszłego stulecia niezbyt zamożny ojciec pięciu córek nader często musiał zadawać sobie pytanie: kiedyż to w sąsiedztwie pojawi się jakiś odpowiedni kawaler? A kiedy już się pojawił, następowały dalsze perypetie, które Jane Austen z upodobaniem opisywała. "Duma i uprzedzenie" uważana jest za ...

"Yellowface" - rynek wydawniczy okiem autorki trylogii "Wojen makowych"

  "Taki już los człowieka, który opowiada historie. Stajemy się niekiedy ogniskami, w których skupia się makabra".