451° Fahrenheita - temperatura, w której papier książkowy zajmuje się ogniem...
Wybaczcie mi, proszę, jeśli dziś się nieco pogubię w tej recenzji, ale nadal jestem w szoku. Wciąż żyję tą książką i bardzo zależy mi, żebyście i Wy zasmakowali choć odrobiny tego, co to dzieło serwuje...
Nie będę kłamać - od razu wiedziałam, że to będzie przełom w moim życiu. Wiedziałam że ta książka będzie genialna już kiedy przeczytałam opis. I, dzięki Bogu, nie myliłam się.
Ostatnio trafiam na same "perły" i to coś naprawdę dobrego - fajnie jest mieć co wspominać i za czym tęsknić. Myślę jednak, że ta lektura jest ponad tym.
Oczywiście będę o niej pamiętać. I dobrze ją wspominać. Tęsknić za nią i dobrze o niej mówić. Ale to jedno z tych literackich wyjątków, po które sięgnę jeszcze nie jeden raz.
Bo to, czego tu zaznałam, właśnie w tej jednej, krótkiej powieści, nie tylko otworzyło mi oczy, ale sprawiło, że mój świat na chwilę stanął w miejscu. Zadałam sobie pytanie: w którą stronę zmierzam? Zaczęłam myśleć, że dzieje się wszystko to, co przewiduje autor. I do upadku już nie daleko.
Świat w tej książce to świat, w którym nie chcę żyć. A żeby o niego zawalczyć, musimy zadbać o to, by słowa zapisywane na kartkach od tak wielu, lat nigdy nie spłonęły...
Jacy jesteśmy dzisiaj?
Zdecydowanie szerzej pojmujemy definicję "sztuki". Co jesteśmy w stanie zrobić, by nie odebrano nam tego, co kochamy?
Wcale nie musimy ubóstwiać książek, ale czy ogłupienie i totalne przejęcie władzy nad naszym rozumem jest warte paru chwil rozrywki? Czy interaktywna rodzina na ścianach naszych domów to coś, co chcielibyśmy dostać w zamian za naszą wolność?
Żyjemy w czasach, w których technologia jest podstawą. Klasyka literatury zdaje się zanikać z roku na rok, wraz z jej rozwojem. Oczywiście, że chcemy być na bieżąco. Chcemy wiedzieć i dawać wiedzę. Chcemy być na czasie i mieć pod ręką szybkie sposoby na łatwiejsze życie.
Sztuką jest usytuowanie w tym wszystkim logiki i granic.
Czy jesteśmy w stanie to zrobić?
"Przerażająco prorocza powieść o przyszłości w świecie postliterackim…
Guy Montag jest strażakiem. Jego praca polega na niszczeniu najbardziej zakazanego ze wszystkich dóbr, źródła wszelkich niesnasek i nieszczęść: książek. Nie przychodzi mu do głowy, że mógłby kwestionować swoje nijakie życie – dopóki nie zostanie mu objawiona przeszłość, w której ludzie nie żyli w strachu, i teraźniejszość, w której można postrzegać świat przez pryzmat idei. Zaczyna ukrywać w domu książki, które wkrótce zagrożą jego życiu".
Montag pali książki od lat. Właściwie nie pamięta czasów, w których było inaczej. Ludziom żyjącym w tych okolicach wmawia się, że strażacy od dawna wzniecali ogień, a nie go gasili. Strażak nie ma podstaw sądzić, że jest inaczej, ale to życie, życie w ciągłym biegu i pod okiem władz, przestaje być dla niego wystarczające.
Tutaj przytrzymywanie jakichkolwiek książek jest przestępstwem. Ponoć wszystko co jest w nich zawarte to same głupoty, bezpodstawnie wyciągane wnioski i ogłupiające farmazony. Montag od dawna chciał się dowiedzieć prawdy, dlatego od pewnego czasu kradnie książki z domów, do których są wzywani strażacy...
Wszystko się zmienia od momentu, w którym poznaję Clarisse; dziewczynę, która jest nieco przerażająca, ale to co mówi, w sumie ma sens. Montag wyczekuje spotkań z młodą sąsiadką, ale dobrze wie, że tu nic nie jest trwałe. I się nie myli.
Potem jeszcze ten incydent - kobieta otoczona książkami, gotowa oddać za nie życie. Jej kości zajmujące się ogniem razem z papierem, jej dom stojący w przerażającym blasku. Dlaczego tak wiele to dla niej znaczyło? Dlaczego oddała życie za książki, które Montag od zawsze uważał za przekleństwo?
Strażak czuje potrzebę zajrzenia do książek, które kradł. Większą niż dotychczas. Nie wie co się z nim dzieje, przecież tak nie wolno, ale... dlaczego miałby nie spróbować? Kto będzie podejrzewał człowieka na jego stanowisku o coś takiego?
Żona mężczyzny jednak nie podziela jego entuzjazmu. Totalnie ogłupiona i oddana panującemu prawu, ma nawet zamiar go zastraszyć skargą. Ryzyko wzrasta, kiedy odwraca się od ciebie nawet twoja własna rodzina...
A on po prostu chce poznać prawdę. Prawdę, przed którą go ostrzegano. Chce zasmakować zakazanego owocu, wyjść z rutyny. Odpowiedzieć na te wszystkie pytania, na które nikt nie znał odpowiedzi.
W czasach, gdzie wszyscy są otępieni najnowszą technologią, Montag nie ma do kogo się zwrócić o pomoc. A przynajmniej tak sądzi.
W mieście mieszka pewien mężczyzna - Faber. Montag podejrzewał go o przytrzymywanie książek, a ten dobrze wie kim on jest, dlatego staruszek niechętnie rozmawia ze Strażakiem. Jednak on przekonuje go, że jest po jego stronie, że otworzył oczy i potrzebuje już tylko niewielkich wskazówek.
Akt odwagi, na który się zdobył jest aktem, na który przystałoby niewiele ludzi. Montag wszczyna bunt, potrzebuje jednak pomocy by naprawić szkody, które wyrządził.
Padają na niego podejrzenia, a miejscowi strażacy, zdziwieni interwencją, są zmuszeni to sprawdzić. Ich przyjaciel znajduje się na celowniku, a ten, w szale, wykorzystuje ogień w sposób, o którym sam wolałby się nie dowiedzieć że istnieje. Niezdolny do dalszej walki, musi uciekać.
Więc tak się stało... Montag ucieka z pola bitwy, chcąc uratować to, co latami obracał w popiół. Trwa pościg, a jego życie zmienia się drastycznie. Nie ma już komu ufać, bo świat pogrążył się w chaosie, a on ma jedynie nadzieję, że jest z tego jakieś wyjście.
Wybucha wojna, podczas której mężczyzna poznaje innych miłośników literatury.
Jednak na pierwszy rzut oka widać, że to zdecydowana mniejszość.
Mniejszość, która nie może wygrać z potęgą...
Społeczeństwo, które ufa billboardom. Społeczeństwo, któremu wystarcza rodzina wbudowana w ściany mieszkania. Społeczeństwo, w którym dzieci jeżdżą samochodami i strzelają z broni. Społeczeństwo, które wierzy w każde słowo mediów.
W świecie przedstawionym w tej powieści wszystko jest szare, choć ludzie żyjący w nim starają się mu nadać kolorów. Oni nie mają czasu stanąć w miejscu. Nie mają czasu dla przyjaciół ani prawdziwej rodziny, choć całymi dniami niewiele robią. Mają wszystko, a i tak nie są szczęśliwi...
To co przeczytałam to nie tylko fenomenalna powieść Ray'a Bradbury'ego. To także przerażająca wizja przyszłości, która może nadejść. I to całkiem niedługo.
Technologia jest potęgą i nie ma w niej nic złego, o ile człowiek się w niej kompletnie nie zanurzy. Czy to możliwe, by to, co tyczy się naszej codzienności nas zgubiło?
Ludziom w moim przedziale wiekowym jeszcze łatwo coś wmówić. W szkołach uczą dzieci, że warto czytać książki, ale w szkołach w tej powieści uczą się one jednie z filmów. Ich świat jest zachwiany, jednak nie znają innego. Nie pamiętają czasów kiedy dzieci bawiły się na placu zabaw zamiast na ulicy. Ani tego, że to one były kiedyś przyszłością.
Więc skoro w "451° Fahrenheita" wszystko jest podawane ludziom pod nos i nie robią zupełnie nic, co mogłoby ich na cokolwiek narazić... w czym tkwi problem?
Dlaczego bohater się wycofał z wygody?
Bo nie znał już kobiety, z którą dzielił łóżko. Bo wzniecał ogień w domach ludzi, którzy nigdy niczemu nie zawinili. Bo ograniczenia stały się dla niego nie do zniesienia, a chęć poznania świata poza murami go przerosła. Bo przyczynił się do tragedii, której nie sposób samemu sprostać.
Dlatego warto czasami na chwilę stanąć w miejscu i pomyśleć nad tym, kim się jest. Zadać sobie pytanie: w którą stronę zmierzam? I pozwolić sobie otworzyć oczy.
Bo to może nadejść.
Gorąco polecam. To może zmienić Wasze życie
- Książkomaniaczka
Komentarze
Prześlij komentarz