On nie zna granic. On je wyznacza.
Muszę tylko powiedzieć, że ta książka to nie mój wybór. Wiem, że jest z jakiejś wyprzedaży z Biedronki, nie to że wybrzydzam, naprawdę warto na nią zajrzeć! :) Czasami trafi się perełka po okazyjnej cenie, poważnie, wiem co mówię.
No a o tym, czy "Sześć serc" taką perełką się okazało, to później.
Wolałabym najpierw zacząć od tego, jakie ja w ogóle miałam do tego podejście...
Więc siedzę sobie i widzę przed sobą te książki co wyznaczyłam dla siebie na lipiec i dochodzę do wniosku, że to w sumie sam "Więzień Labiryntu". Wiecie, cała seria, od jeden do pięć. I myślę sobie, że dosięgnie mnie szlag - no bo ile można? Ja wiem, w tym idzie się zakochać, ale ja z "Więźniem..." mam już pod górkę - dlaczego? O tym w poprzednich postach o tym 'dziele' Dashnera.
I nie chodzi o to, że ja tego nie chciałam czytać, ale jakoś tak nie miałam weny żeby wszystko pod rząd. Ci sami bohaterowie, ten sam wątek, co lepsi się wykruszają. Chciałam coś lżejszego, coś nowego, dzięki czemu odpocznę. I dam sobie czas.
A te "Sześć serc" leżało sobie już dosyć długo u mnie na półce, więc czemu nie? Wiedziałam że czas się za to wziąć, a że miałam ochotę na coś innego, padło akurat na tę powieść. 480 stron, romans (?), ponoć "rażący". Więc zaczęłam.
I muszę powiedzieć, że na początku szło całkiem gładko...
Ale z czasem, z każdym kolejnym rozdziałem i wątkiem, kumulowało się we mnie coraz więcej irytacji, nieraz dezorientacji.
I zaczęłam się zastanawiać: o czym ta książka właściwie jest?
"Poznajcie opowieść, Jaya Fieldsa, iluzjonisty, mentalisty, spryciarza.
Myślę trójkątami. Wy myślicie liniami prostymi.
Pokażę Wam stół i przekonam, że to krzesło.
Dym i lustra, sztuczki i triki. Oszukuję i zwodzę.
Ale przede wszystkim stawiam na dobre przedstawienie.
Wszyscy sądzą, że zabiłem człowieka, ale nie zrobiłem tego. Pragnę zemsty. Pragnę jej dla siebie i dla niej. Chcę rewanżu dla całej naszej szóstki. Ona mnie nie pamięta, choć jest przyczyną tego wszystkiego. Będzie moją nagrodą, gdy wszystko dobiegnie końca. Jeśli tylko okażę się dość silny.
Zatem śmiało, wybierzcie kartę. Wejdźcie i obejrzyjcie przedstawienie. Spójrzcie na moje dłonie, przyjrzyjcie się uważnie, tak byście nie widzieli tego, co się dzieje naprawdę. Zniszczę wasz świat w świetle reflektorów. Nie zorientujecie się co robię, dopóki nie będzie za późno. Mam tylko jedno serce, a kiedy moje wielkie oszustwo dobiegnie końca, wręczę je właśnie jej.
Usiądźcie wygodnie, znajdujecie się na początku jazdy z piekła rodem".
Brzmi dobrze? To dopiero początek.
Matilda jest samotną kobietą, która, po tragicznej śmierci matki, wciąż mieszka z ojcem prawnikiem, w którego kancelarii również pracuje. Wszystko czego chce od życia to miłość, jeden jedyny mężczyzna, który ją pokocha i zrozumie, ale do tej pory nie trafiła na nikogo takiego. Desperacko chwyta się okazji, tylko jak długo można zawierzać portalom randkowym i dziwnym typom którzy się na nich rejestrują?
Za to Jay... Jay to człowiek, który wie czego chce. Jest przystojnym iluzjonistą, za którym stoi horda fanek, jednak on jest zainteresowany jedynie karierą. Karierą, która powoli upada.
Mężczyzna przychodzi do ojca Matildy po pomoc, jednak ten nie chce brać klienta pod swoje skrzydła - czuje, że to dla niego za duża sprawa. Jednak Jay nie odchodzi z niczym. Nie ma zamiaru się poddać. Zależy mu właśnie na tej firmie.
W pocieszeniu za nowiny, ojciec kobiety proponuje iluzjoniście pokój do wynajęcia w ich mieszkaniu. Oczywiście Jay na to przystaje, raz po raz dziwnie zerkając na nieznajomą. Matilda wie, że to skończy się katastrofą. Ona samotna i zdesperowana, on pociągający i niebezpiecznie bliski...
Jednak poza dziwnym uczuciem które wytwarza się między tą dwójką, Jay'owi zależy na tym, by jak najszybciej zakończyć sprawę i znów móc żyć normalnie. Mimo gróźb i ostrzeżeń, on nie zaprzestaje pokazów. Wciąż pracuje nad nowymi, zjawiskowymi trickami. I nie szczędzi rywalom nerwów.
Matilda jest zauroczona nowym współlokatorem, ale czuje, że Jay nie mówi jej wszystkiego, co powinna wiedzieć. Oskarżenie wniesione przeciwko niemu jest dla niej dziwnie podejrzane, on sam jest jedną chodzącą zagadką, której młoda kobieta nie potrafi rozgryźć. Jedyne co wie na pewno to to, że iluzjonista ma za sobą ciężką przeszłość. I jakimś cudem ją z nią wiąże.
Proces dalej jest w toku. Una, reporterka, która oczerniła Jay'a, nie cofnie się przed niczym i jest przekonana, iż pewny siebie Jason przegra. Ale on, jak to bywa w jego fachu, ma AS'a w rękawie. I dobrze wie kiedy go użyć.
Matilda nie rozumie nienawiści tej dwójki, ale szybko dochodzi do wniosku, że chodzi o coś, co miało początek już dawno temu, o coś, co zakorzeniło się w psychice Jay'a na tyle mocno, że pragnie on nie tylko zwycięstwa, ale i zemsty.
Tymczasem Jason coraz bardziej zatapia się w tajemnicach. Nie dopuszcza do siebie trosk i współczucia kobiety, która trzyma go przy zdrowych zmysłach. To ją niszczy. Nie może pogodzić się z tym, że on jej nie ufa, dlatego pozwala mu się odsunąć.
Ale on przekracza coraz więcej granic.
Od początku było pewne, że ten człowiek nie gra czysto, ale ta żądza wyższości, te podstępy i kłamstwa, które prowadzą go coraz bliżej celu, mogą go wiele kosztować. Jeśli magia istnieje, na pewno nie korzysta się z niej w taki sposób...
Jason jest pewien, że ma Unę jak na dłoni. Decyzja o jego niewinności lub winie to już tylko kwestia dni, ale czy po tym wszystkim Matilda kiedykolwiek mu zaufa? Czy zniesie ciężar prawdy, który na nią spadnie?
Kim naprawdę jest Jay i dlaczego chce zemsty?
To nie jest tak, że mi się to nie podobało. Bo gdyby mi się nie podobało, to bym nie skończyła.
Mam po prostu wrażenie, że ta książka coś po drodze zgubiła...
Te początki, poznawanie bohaterów, były nawet w porządku. Każde z nich miało charakterystyczne cechy, coś tam do tej książki wniosło. Myślę że zaczęło się psuć jakoś od dwusetnej strony, kiedy zaczęto przerysowywać coś, co już było. Chłopiec badboy, na którego lecą laski, plącze się w krzywe interesy, a bohaterka, naiwna zresztą, przyłazi tam, gdzie jej nie potrzeba. Ten jej nie chce, ona znajduje innego i nagle się okazuje, że ją chce. Litości.
No i tę Matildę zniosę, naprawdę, nawet mimo jej naiwności. Ale te nieśmieszne komentarze ze strony przyjaciółki Jay'a, lesbijki, są naprawdę żenujące. To stereotypowa bohaterka.
A sam Jason nigdy się nie myli, wszystko wie, czyta z ludzi jak z książki i ogólnie to do Boga mu niedaleko. Jasne :)
Niby to książka o nim. O magii, o iluzjach. Ale, jeśli mam być szczera, magii tu niewiele. Na te 480 stron jest może 20 stron o tym, co oferuje nam opis. Nie więcej.
No i cóż ja mogę rzec? Mimo tej recenzji, mimo paru nieprzyjemnych słów, nie żałuję że przeczytałam "Sześć serc". I przyznam nawet, że warto było czekać do końca. Bo mimo tej pojawiającej się przewidywalności, jestem w miarę usatysfakcjonowana.
Ale po drugą część nie sięgnę ( w Polsce to jej chyba nawet jeszcze nie ma). Dla mnie to koniec, definitywny. Taki akcent mi się podoba i takim akcentem zamknę tę serię.
- Książkomaniaczka
Komentarze
Prześlij komentarz