Labirynt był dopiero początkiem...
Więc za mną już drugi tom. Muszę powiedzieć, że zajął mi dużo więcej czasu niż zakładałam, ale nie przez to, że był gorszy od poprzedniej części. Myślę że z czytaniem u mnie gorzej. Wiecie, wakacje, lenistwo... :)
Ale udało się. Po niecałym tygodniu zmuszania się do kontynuacji, wreszcie ją skończyłam. A to oznacza tylko jedno - jestem już coraz bliżej tego dramatycznego końca. "Leku na śmierć".
Już w pierwszej części nakreśliłam sobie w głowie notatki o bohaterach. Bo właśnie w pierwszej części poznajemy Thomasa, Newta, Minho, Teresę i całą resztę. Już po pierwszych zachowaniach, po pierwszych dialogach mogłam stwierdzić o kim najdłużej będę pamiętać po zakończeniu serii.
Bo "Próby Ognia" są właśnie takim momentem, w którym czytelnik już ściślej zawiązuje relacje z tymi osobami. Za każdym z nich kryje się pewna historia, którą poznamy jedynie idąc dalej.
Ciężko zatem rzec, czy ta część sprostała oczekiwaniom, skoro tak dużo się dzieje i tak wiele rzeczy pozostało bez wyjaśnienia. Wydaje mi się, że Dashner poleciał z wyobraźnią nieco za daleko, a na pewno dalej niż w pierwszym tomie. Ale wciąż pozostaje w nim nadzieja. Czy dokończy sprawę tak, by wszyscy byli zadowoleni?
To się okaże.
"Próby Ognia to długo oczekiwany drugi tom bestsellerowej trylogii Więzień Labiryntu.
Znalezienie wyjścia z Labiryntu miało być końcem. Żadnych więcej niespodzianek, żadnych puzzli. I żadnego uciekania. Thomas był przekonany, że jeśli Streferzy zdołają się wydostać, odzyskają swoje dawne życie.
W Labiryncie życie było łatwe. Było jedzenie, schronienie i względne bezpieczeństwo. Dopóki Teresa nie zapoczątkowała końca. Ale w świecie poza Labiryntem koniec został zapoczątkowany już dawno temu.
Spalona przez Pożogę i wysuszona z powodu nowego surowego klimatu, Ziemia stała się krainą zniszczenia, penetrowaną przez Poparzeńców, ludzi zarażonych Pożogą.
Dlatego Streferzy wciąż nie mogą przestać uciekać. Zamiast upragnionej wolności, muszą stawić czoła jeszcze jednej próbie. Muszą przejść przez najbardziej spaloną część świata i dotrzeć do celu w ciągu dwóch tygodni.
Ale DRESZCZ przygotował im na tej drodze wiele niespodzianek. Wiele krwawych niespodzianek...
Thomas może tylko zastanawiać się, czy sekret do wolności tkwi w jego głowie, czy też na zawsze będą zdani na łaskę DRESZCZU..."
Po ucieczce z Labiryntu, chłopcy mają wreszcie nadzieję na powrót do swoich dawnych żyć. Ale już pierwszy dzień daje im do zrozumienia, że wciąż są w grze.
Pierwsze wrażenia są oczywiście różne. Streferzy nie ekscytują się zbytnio, bojąc się, że ktoś znów zburzy im to, o co przecież zawalczyli. I nie mylą się.
Grupa nie potrzebuje wiele czasu, by zauważyć pewne niezgodności. Brak Teresy, tajemniczy Aris i ci Poparzeńcy. Ciała zwisające z sufitu i ich natychmiastowy brak. Coś tu zdecydowanie nie gra.
Okazuje się, że obietnica końca testów miała tylko uśpić ich ciekawość.
Dowiadują się o drugim etapie - o Próbach Ognia. Pod groźbą śmierci zmuszeni są do przejścia przez pustynie w jedynie dwa tygodnie. Mężczyzna, który przekazuje im wiadomość, obiecuje że po pokonaniu dystansu otrzymają nagrodę - lek na Pożogę, którą zostali zarażeni. Miejsce do którego mają dojść nazwał Bezpieczną Przystanią.
Nie ma wyjścia. Streferzy muszą podjąć się wyzwania.
Aris dołącza do Więźniów Labiryntu nie bez powodu. Okazuje się, że sam należał do innej grupy, Grupy B, i że wszystko wyglądało niemal tak samo jak u Grupy A - tyle że on trafił do grupy dziewcząt. I to on był ostatni. Do tego wyszli z Labiryntu liczniej niż Streferzy.
Po wyjściu z ciemnego jak noc korytarza, chłopcom ukazuje się światło. Śmiertelnie niebezpieczne światło z zewnątrz.
Mieli zupełnie inne wyobrażenie świata kiedy siedzieli w Labiryncie. Myśleli o drzewach, o trawie, o jeziorach, ptakach, o ludziach. Tymczasem tym co ich otacza jest pustkowie. Wysuszona na wiór ziemia i palące słońce, które niemal natychmiast wysysa z nich życie. Nie potrzeba wiele czasu, by już na samym początku Grupa A zaczęła się wykruszać.
To nie może ich powstrzymać. uczucia są tu zupełnie zbędne. Jedyne co przed sobą widzą, jedynym co daje im jakiekolwiek nadzieje, jest miasto. Nie wygląda zbyt przekonująco, do tego te wrzaski... ale czy mają wyjście? Dostali jasne instrukcje, a zapas pożywienia im się powoli kończy. Czas zresztą też.
W mieście poznają dwóch cywili zarażonych Pożogą na mniej więcej tym samym stopniu co reszta. By zjednać sobie Poparzeńców, Thomas obiecuje im lek w zamian za pomoc w wyjściu z miasta, na co przystają.
Ale nie wszystko idzie po ich myśli.
Thomas niespodziewanie zostaje oddzielony od Streferów i zostaje z Bredną - jedną z cywilów. Nie może zrobić nic więcej niż iść za nią i jej zaufać. Wierzy, że chłopcy też sobie poradzą.
Podczas całej tej sytuacji Thomas poznaje miasto od środka. Dosłownie.
Przez oczy przewijają mu się setki zarażonych, setki głosów zdzierających gardło, rozpaczliwie wołających o pomoc, oszalałych. Te tabliczki z jasnym przekazem, Poparzeńcy, którzy mają go za wielki skarb. Nie pozostaje nic innego niż prawda.
I nadchodzi ten moment, ten dzień. Ostatnia szansa na ratunek.
Ale obiecana Przystań nie jest tym, czego wszyscy się spodziewali. To kolejne wyzwanie, być może ostatnie. A oni desperacko przez nie brną, chcąc wreszcie z tego wyjść. Odzyskać to, co dawno temu im zabrano.
Po wielu godzinach biegu, bo nocach poszukiwań, po tych wszystkich wydarzeniach, obie grupy rozpaczliwie liczą na obiecaną pomoc. Thomas już niejednokrotnie przekonał się, że Teresa nie jest tym za kogo się podaje i zdecydowanie nie stoją po tej samej stronie, choć dziewczyna twierdzi inaczej. Zginęło już zbyt wiele osób, by nastolatek mógł ponownie zawierzyć DRESZCZowi. Wie już wystarczająco, by chcieć zahamować to, co Teresa rozpoczęła.
Ale teraz najważniejszy jest lek.
Mija tydzień, zanim Thomas się budzi. Nie wie dlaczego, ale został odizolowany od reszty Streferów. Ponownie.
Chłopcy są przekonani, że przepadł. Powiedziano im, że Thomas jest w zaawansowanym stadium Pożogi i nie ma dla niego ratunku.
A jeszcze nie tak dawno DRESZCZ obiecał skończyć z kłamstwami i tajemnicami.
Tylko że tym razem nie dadzą się kontrolować. Tym razem odbiorą to, co chciano z nich wymazać.
Wspomnienia.
Nadzieję.
Wolność.
Komu możesz ufać? Kto okaże się zdrajcą? W kim zobaczysz przyjaciela? I czy to naprawdę koniec?
Wrażenia? Cóż...
Jak już wspomniałam, ta część to zacieśnienie więzi z bohaterami - między nami i nimi oraz między nimi samymi. Przekonujemy się o ich intencjach, o ich prawdziwych charakterach, układamy sobie w myślach nasze własne opinie o nich. I tak starałam się robić.
Były momenty, w których byłam totalnie zaskoczona. Przysięgam, szerzej otwierałam oczy, szybciej przewracałam kartki, mocniej to przeżywałam. Ale były też rozdziały, które ciągnęły się niemiłosiernie i nie miały końca. Dziwne, niezrozumiałe, nie wiadomo skąd. Ale koniec końców irytacja odeszła, a na jej miejsce przyszła nadzieja. Nadzieja na to, że w końcu im się uda.
No i wiadomo; rosła we mnie nienawiść do pewnych bohaterów, sympatia do zdecydowanej większości i obojętność wobec neutralnych jednostek. Wiem już kto kim jest. Wiem komu ufam, a przynajmniej na razie.
W "Próbach Ognia" dowiesz się, jak cienka jest granica pomiędzy miłością a nienawiścią. Między wiernością a zdradą. Poznasz drugie twarze bohaterów, których uważałeś za nadzieję dla świata. Zobaczysz jak cenne dla człowieka potrafi być życie i jak desperacko mogą go bronić idąc przez największe męczarnie, nieraz samotnie. Przekonasz się, że ból i nadzieja mogą być spoiwem, które utworzy wiele nowych relacji, z których końcem nie będziesz umiał się pogodzić. Przyjaźń, zaufanie, wiara i wsparcie - to coś, bez czego nie pokonasz ani Pożogi, ani żadnego innego problemu, nawet tego najmniejszego.
A teraz film...
Zacznę może od relacji bohaterów...
Więc może tak - Thomas i Newt.
W filmie wyraźnie widać, że między tymi dwoma bohaterami jest silna, nierozrywalna więź. Właściwie widać to już od pierwszej części, ale jakoś nie ruszałam tego tematu.
No i oboje są gotowi oddać za siebie życie. Oboje wszystkiego próbują razem, a kiedy jednemu z nich coś się dzieje, drugi zaraz jest obok.
Tak, w książce to oczywiście było. Tyle że bardziej między Minho a Thomasem.
Nie mówię że to błąd, ale czytelnik który nie zapoznał się jeszcze z ekranizacją bardziej zwraca uwagę na tę dwójkę. Mimo że przecież Newt pierwszy wyciągnął do głównego bohatera rękę.
I jeszcze Thomas i Teresa. A o tym warto wspomnieć.
Więc zaraz po tym całym rzekomym udawaniu, Thomas (filmowy) wybacza dziewczynie kłamstwa. Niemal natychmiast. A ta cała zdrada ma miejsce dopiero na końcu, w zupełnie inny sposób. ZUPEŁNIE.
W książce jest jej zdecydowanie mniej FIZYCZNIE.
I dużo mniej się wokół niej kręci w filmie, co akurat jest plusem, bo myślałam że eksploduję przez to bajdurzenie Thomasa.
Odwołałam się już do relacji, więc teraz może bardziej uogólnię...
FILMOWY THOMAS:
- odważny
- szybko podejmuje decyzje
- wie co robić i nie traci czasu na myślenie nad lepszym rozwiązaniem; próbuje
- skupia się głównie na grupie
- ufny
- zdeterminowany
- itd.
KSIĄŻKOWY THOMAS:
- do odwagi to mu raczej daleko, przynajmniej w większości sytuacji
- MYŚLI BEZ KOŃCA, DUŻO, pozwala podejmować decyzje innym, jedynie pośredniczy
- myśli nad rozwiązaniem bardzo długo, chyba że się go przyciśnie, dużo rozmyśla
- SKUPIA SIĘ GŁÓWNIE NA TERESIE
- nieufny nawet wobec niektórych Streferów
- kiedy robi się poważnie, nie od razu wychodzi przed szereg, ale jest waleczny i szybki
- gotowy oddać życie za przyjaciół
- itd.
FILMOWA TERESA:
- zagubiona
- niepewna po czyjej stronie stoi
- waha się pomiędzy DRESZCZem a grupą
- zdrajczyni jak nie wiem, ale dobrze się ukrywała
- itd.
KSIĄŻKOWA TERESA:
- wie co ma robić i to dobrze
- wie w imię czego walczy
- zero wahania. DRESZCZ JEST DOBRY
- nie ukrywa swoich intencji od momentu, w którym znika
- nie dba o zaufanie reszty Streferów
- itd.
FILMOWY NEWT:
- ironiczny
- zawsze obok Thomasa
- pójdzie w ogień za Tommym (<3) i Minho
- walczy aż do końca
- mówi co myśli
- itd.
KSIĄŻKOWY NEWT:
- okej, ironia zostaje, ale zazwyczaj ma wiele sensownych rzeczy do powiedzenia
- oczywiście jest obok chłopaka, ale zdecydowanie rzadziej niż w Labiryncie
- są momenty w których siada i po prostu musi pomyśleć, nieraz tracąc nadzieję
- raczej niewiele mówi
- itd.
FILMOWY MINHO:
- mniej zbędnych komentarzy
- nie jest zbyt uczuciowy
- nie przywiązuje się szczególnie, głównie do Newta i Thomasa, ale to i tak niewiele
- działa spontanicznie, często
- niewieloma rzeczami się przejmuje
- itd.
KSIĄŻKOWY MINHO:
- nie ma momentu żeby nie rzucił zbędnego komentarza :)
- w życiu nie da skrzywdzić swojego przyjaciela
- starannie ukrywa swoje uczucia
- ma wielkie mniemanie o sobie
- itd.
Ale niezależnie od tego, jak film był dobry, nie było w nim wielu ważnych scen...
Chodzi mi głównie o zatuszowanie istnienia GRUPY B. W sumie nic nie było nazywane po imieniu; ani ta grupa, ani ta druga. (Niestety nie pamiętam, czy Grupa B w ogóle istniała w filmie).
Nie było też tego całego wyżywania się na Thomasie przez Teresę. Tego porwania, próby przekonania dziewczyn żeby oszczędziły jego życie, walki z Żarówkowymi Potworami. Wielu, wielu rzeczy.
Podsumowując...
Więc biorę się za "Lek na śmierć". Za to, przed czym tak długo uciekałam.
Czas się z tym zmierzyć.
- Książkomaniaczka
Komentarze
Prześlij komentarz