Nie wiem od czego zacząć...
A nie wiąże się to z książką. Po prostu jestem tak zmęczona, że brakuje mi słów na sklecenie chociaż jednego sensownego zdania. Dlatego dzisiejsza recenzja, niezależnie od poziomu tej powieści, nie będzie zbyt wyczerpująca czy satysfakcjonująca, a przynajmniej nie dla mnie.
To co w szczególności pragnę tu zaznaczyć to to, że nie piszę tej recenzji właśnie teraz bez powodu. Tak się składa, że w kolejce przed "Kłamstwem..." znajduje się pewna powieść, której tytułu na razie nie zdradzę. Jeśli kojarzycie Czytacza (YouTube) to podpowiem, że zapowiadał trudne początki tej właśnie książki i zapewniał, że jest na co czekać. I ja akurat jestem w tych trudnych początkach. Nie mogę się przełamać i niełatwo mi przez to brnąć. Ta książka, o której dzisiaj piszę, jest właśnie takim przerywnikiem w tym trudnym dla mnie momencie czytelniczym.
I na koniec, zanim opowiem trochę o fabule...
Nie będę ukrywać, że poszłam za trendem. Na instagramie znowu pełno było zdjęć z "Kłamstwem minionego lata", a mnie zaintrygował tajemniczy opis i tematyka, z którą już raz się spotkałam. I zdecydowanie mogę zaliczyć tę poprzednią powieść do tych, które podbiły moje serce.
Ale o tym później. Zostańcie, proszę, do końca...
"Czas zmierzyć się z prawdą.
Zeszłego lata siostra Skye zginęła w tragicznym wypadku. Skye nie może sobie z tym poradzić. Zamyka się w sobie i szuka ucieczki od rzeczywistości. Rodzice postanawiają wysłać ją na obóz dla młodzieży po traumatycznych przejściach.
Tam wszystko idzie w dobrym kierunku… aż pewnego dnia Skye zaczyna otrzymywać wiadomości od zmarłej siostry. Teraz już wie, że nadszedł czas, by zmierzyć się z przeszłością. Ale niebezpieczeństwo czai się tuż obok niej".
To wspomnienie ją prześladuje. Właściwie od dnia, w którym to się stało.
Wie, że mogła pomóc, ale zamiast tego stała w miejscu. Patrzyła jak woda zmienia kolor i w ciszy czekała na sygnał, że może wyjść, ale było już za późno.
Pobyt w ośrodku ma jej pomóc choć na moment zapomnieć o tym, że współuczestniczyła w tragedii. Skye nie oczekuje cudów. Nie wierzy, że cokolwiek pozwoli jej uwierzyć, że to nie jej wina. Bo przecież tam była. I mogła coś zrobić.
Poza nią jest też parę innych dzieciaków po przejściach. Wypadek ojca, samobójstwo dziewczyny, choroba brata... oni wszyscy są tacy sami, choć cierpią na wiele różnych sposobów. To nie jest najlepsze miejsce do zawiązywania trwalszych więzi, tym bardziej że nie wiesz, komu możesz ufać. Pewne jest jedynie to, że nikt nie będzie jej tam oceniał. Nikt nie jest tu gorszy ani lepszy.
Mimo to jest zmuszona, by zapoznać się z paroma osobami. Głównie z dziewczynami, z którymi dzieli pokój - z naiwną i dziecinną Fay i uzależnioną od telefonu Danielle.
Na znajomości ze Skye szczególnie zależy Fay. Jest zagubiona i desperacko chwyta się każdej nowej znajomości. A niektóre z nich mogą przynieść tragiczne skutki.
Ale to nie jej sprawa.
A przynajmniej do momentu, kiedy poznaje prawdziwe oblicza ludzi z ośrodka. Poczucie winy narasta z dnia na dzień coraz bardziej, a ona nie ma wpływu na to, kiedy ono ustąpi. Nie może patrzeć na wodę, chociaż nie tak dawno czuła się w niej tak dobrze. Boi się mówić o tym co zaszło, choć to już minęło.
Tak przynajmniej myślała.
Pewnego dnia dostaje wiadomość. Wiadomość od swojej... zmarłej siostry.
To porządnie nią wstrząsa. To przecież niemożliwe, żeby nieboszczyk mógł do niej napisać. A hasło do tej aplikacji znały tylko one - Skye i Luisa. Chyba że Luisa... żyje.
Szybko wyklucza tę możliwość.
Nastolatka sporządza listę podejrzanych. Jej dziwne zachowanie nie umyka uwadze jej kolegów i koleżanek z grupy. Wiadomości są coraz boleśniejsze, bo coraz trudniej jej uwierzyć, że to nie jej siostra je wysyła. Kogo może poprosić o pomoc, skoro to jest takie nierealne? Co jeśli jej rodzice się dowiedzą?
Ale nie tylko te wiadomości są niepokojące w czasie pobytu w tym miejscu.
Fay zaczyna zachowywać się podejrzanie i jest jakby nieobecna. Joe zdecydowanie nie jest taki idealny, za jakiego uchodzi, a Brandon chce wiedzieć trochę za dużo.
Może nadejść chwila, w której Skye będzie musiała odkupić swoje winy i tym razem nie dać się lękom. Może nadejdzie szybciej niż sądzi. Możliwe, że będzie musiała poświęcić swoje własne życie, by uratować coś, co dla niektórych jest bezcenne.
Tylko tym razem nie będzie mogła się cofnąć.
Wiadomości od siostry tylko upewniły ją w przekonaniu, że błędy są po to, by się na nich uczyć. I nie powtarzać ich dwa razy.
Chcę powiedzieć, że nie poświęciłam tej książce wystarczająco dużo uwagi.
Naprawdę. Tak jak wspomniałam, potraktowałam ją jako przerywnik. Jako taką przerwę od tych cięższych tematów. Nie wymagałam od niej za wiele. A szkoda.
Bo gdybym naprawdę chciała, spędziłabym z nią zaledwie 3 godziny. Jest lekka, interesująca i niezobowiązująca - to to, czego w czasie wolnym się szuka.
Wspomniałam też, że "Kłamstwo minionego lata" przypomina mi o jednym z moich faworytów. Tytuł to "Kochani, dlaczego się poddaliście", a jej recenzję znajdziecie gdzieś na blogu. Warto!
I mimo, że to dwie różne sprawy, jedna trochę lżejsza, druga nieco cięższa, obie te książki mają coś ważnego do przekazania. A "Kłamstwo..." jest czymś, co nie kwalifikuje się do drogowskazu, a raczej do przestrogi.
Bo nie pokazuje jak wyleczyć się z traumy czy poczucia winy. Czy w ogóle jakakolwiek książka to pokazuje? To raczej pewien proces, który uczy jak przezwyciężyć swoje słabe strony, jak walczyć z czymś, z czym już raz nam się nie udało wygrać. Może nie wylejemy morza łez, ale na pewno znajdzie się moment, w którym postawimy siebie na miejscu Skye i pomyślimy o tym, czy my sami dalibyśmy radę "wejść do basenu".
Wejście do basenu dla każdego z nas może być czymś innym. I warto zwrócić na to uwagę.
"Kłamstwo minionego lata" uczy, że nie warto ufać pozorom. Że ludzie potrafią zrobić naprawdę wiele w obliczu szaleństwa, że rodzina to podstawa, a nie zawsze ta podstawa jest stabilna. Że trzeba nam myśleć o tym czego nie zrobiliśmy tylko po to, by wyrzucić z siebie gniew i zapomnieć o tym, że powinniśmy zareagować, bo jest już za późno. Że każdy z nas stanie kiedyś przed tą decyzją, która zaważy na jego życiu, na tym, czy będzie mógł przez nie iść w spokoju i tak, jak chce.
Lekka, wakacyjna powieść. Z całego serca polecam.
- Książkomaniaczka
Mimo to jest zmuszona, by zapoznać się z paroma osobami. Głównie z dziewczynami, z którymi dzieli pokój - z naiwną i dziecinną Fay i uzależnioną od telefonu Danielle.
Na znajomości ze Skye szczególnie zależy Fay. Jest zagubiona i desperacko chwyta się każdej nowej znajomości. A niektóre z nich mogą przynieść tragiczne skutki.
Ale to nie jej sprawa.
A przynajmniej do momentu, kiedy poznaje prawdziwe oblicza ludzi z ośrodka. Poczucie winy narasta z dnia na dzień coraz bardziej, a ona nie ma wpływu na to, kiedy ono ustąpi. Nie może patrzeć na wodę, chociaż nie tak dawno czuła się w niej tak dobrze. Boi się mówić o tym co zaszło, choć to już minęło.
Tak przynajmniej myślała.
Pewnego dnia dostaje wiadomość. Wiadomość od swojej... zmarłej siostry.
To porządnie nią wstrząsa. To przecież niemożliwe, żeby nieboszczyk mógł do niej napisać. A hasło do tej aplikacji znały tylko one - Skye i Luisa. Chyba że Luisa... żyje.
Szybko wyklucza tę możliwość.
Nastolatka sporządza listę podejrzanych. Jej dziwne zachowanie nie umyka uwadze jej kolegów i koleżanek z grupy. Wiadomości są coraz boleśniejsze, bo coraz trudniej jej uwierzyć, że to nie jej siostra je wysyła. Kogo może poprosić o pomoc, skoro to jest takie nierealne? Co jeśli jej rodzice się dowiedzą?
Ale nie tylko te wiadomości są niepokojące w czasie pobytu w tym miejscu.
Fay zaczyna zachowywać się podejrzanie i jest jakby nieobecna. Joe zdecydowanie nie jest taki idealny, za jakiego uchodzi, a Brandon chce wiedzieć trochę za dużo.
Może nadejść chwila, w której Skye będzie musiała odkupić swoje winy i tym razem nie dać się lękom. Może nadejdzie szybciej niż sądzi. Możliwe, że będzie musiała poświęcić swoje własne życie, by uratować coś, co dla niektórych jest bezcenne.
Tylko tym razem nie będzie mogła się cofnąć.
Wiadomości od siostry tylko upewniły ją w przekonaniu, że błędy są po to, by się na nich uczyć. I nie powtarzać ich dwa razy.
Chcę powiedzieć, że nie poświęciłam tej książce wystarczająco dużo uwagi.
Naprawdę. Tak jak wspomniałam, potraktowałam ją jako przerywnik. Jako taką przerwę od tych cięższych tematów. Nie wymagałam od niej za wiele. A szkoda.
Bo gdybym naprawdę chciała, spędziłabym z nią zaledwie 3 godziny. Jest lekka, interesująca i niezobowiązująca - to to, czego w czasie wolnym się szuka.
Wspomniałam też, że "Kłamstwo minionego lata" przypomina mi o jednym z moich faworytów. Tytuł to "Kochani, dlaczego się poddaliście", a jej recenzję znajdziecie gdzieś na blogu. Warto!
I mimo, że to dwie różne sprawy, jedna trochę lżejsza, druga nieco cięższa, obie te książki mają coś ważnego do przekazania. A "Kłamstwo..." jest czymś, co nie kwalifikuje się do drogowskazu, a raczej do przestrogi.
Bo nie pokazuje jak wyleczyć się z traumy czy poczucia winy. Czy w ogóle jakakolwiek książka to pokazuje? To raczej pewien proces, który uczy jak przezwyciężyć swoje słabe strony, jak walczyć z czymś, z czym już raz nam się nie udało wygrać. Może nie wylejemy morza łez, ale na pewno znajdzie się moment, w którym postawimy siebie na miejscu Skye i pomyślimy o tym, czy my sami dalibyśmy radę "wejść do basenu".
Wejście do basenu dla każdego z nas może być czymś innym. I warto zwrócić na to uwagę.
"Kłamstwo minionego lata" uczy, że nie warto ufać pozorom. Że ludzie potrafią zrobić naprawdę wiele w obliczu szaleństwa, że rodzina to podstawa, a nie zawsze ta podstawa jest stabilna. Że trzeba nam myśleć o tym czego nie zrobiliśmy tylko po to, by wyrzucić z siebie gniew i zapomnieć o tym, że powinniśmy zareagować, bo jest już za późno. Że każdy z nas stanie kiedyś przed tą decyzją, która zaważy na jego życiu, na tym, czy będzie mógł przez nie iść w spokoju i tak, jak chce.
Lekka, wakacyjna powieść. Z całego serca polecam.
- Książkomaniaczka
Zapraszam do poprzedniej recenzji! https://historiezapisanenakartkach.blogspot.com/2018/08/tam-dokad-zmierzamy-o-miosci-przyjazni.html
OdpowiedzUsuń