A mówili: nie oceniaj książki po okładce...
Tak, stało się! Oceniłam książkę za szybko i za szybko podjęłam decyzję o kupnie, a potem było już za późno. Okładka super, cena też niczego sobie... Pomyślałam: czemu nie?
A powinnam się zastanowić.
Bo opis nie mówi za wiele. Widziałam tę powieść w naszej księgarni, ale nie chciałam przepłacać więc zamówiłam ją online. Sądziłam że to będzie strzał w dziesiątkę i czułam, że to coś dla mnie. Tak naprawdę miałam nadzieję, że nie wpadnę z tym pomysłem, bo jednak dwadzieścia złotych to coś.
Jak już wspomniałam - okładka. Kupiła mnie już od momentu w którym wzięłam książkę do ręki. Przejrzałam czcionkę i zauważyłam rysunki, do tego tajemniczy skrót z tyłu... Na zdjęciu tego nie widać, ale możecie dojrzeć że to takie 3D (cień). I nie mówcie mi że choć przez moment byście nie pomyśleli nad tym, jak to by było taką książkę przeczytać.
Więc zawiodłam się po raz pierwszy tego lata.
Myślałam że ten przeklęty "Lek na śmierć" Dashnera będzie mnie prześladował do końca wakacji,a tu proszę. "Skrawki nieba" był o tyle lepsze, że nie kręciło się wokół jednej sprawy. Ale poza tym? Naprawdę ciężko było mi to przełknąć.
Książka to pamiętnik Iry, napisany lata temu. Narracja dziesięcioletniej dziewczynki z domu dziecka. Jej życie i życie jej brata, niestworzone historie, wyolbrzymione sprawy. Miałam wrażenie że ktoś mnie z m u s z a żebym pokochała tę książkę. Że z rozdziału na rozdział szuka sposobu żeby mnie zaspokoić, wrzucając mnie w wir spraw, o których zupełnie nie mam (i nie chcę mieć) pojęcia.
Dlatego tak długo to czytałam.
Liczyłam że przyjdzie dzień, w którym się przełamię, ale się przeliczyłam. Nie nadszedł. Skończyłam "Skrawki nieba" na siłę, bo jednak szkoda było mi je odłożyć po tym, jak długo na nie czekałam.
Więc dziś będzie krótko i na temat.
"Czułam się, jakbyśmy byli z Zakiem prawie niewidzialni, a chciałam mieć pewność, że nasza historia zostanie opowiedziana… A jeśli życie nie miało stać się lepsze ani nawet bardziej interesujące, miałam zamiar je ubarwić – umieścić w nim czarownice i zamki, i przejażdżki szybkimi samochodami. Ale nie musiałam tego robić.
Życie samo w sobie okazało się ekscytujące.
Wzruszająca opowieść o przyjaźni, dorastaniu i poszukiwaniu swojego miejsca na Ziemi".
Ira i Zak są rodzeństwem. Od kiedy pamiętają, nie mogą nigdzie zagrzać sobie miejsca na dłużej. Jeżdżą od rodziny do rodziny, a każda wydaje się być gorsza od poprzedniej. Z biegiem lat tracą nadzieję na to, że kiedykolwiek ktoś ich jeszcze zechce.
Tym bardziej, że Zak wciąż ma nadzieję na spotkanie swojej prawdziwej matki.
To wybuchowy chłopak o ciężkim charakterze. Rzadko myśli zanim coś powie i wszędzie go pełno. Jednocześnie jest bardzo zamknięty w sobie i nie widzi sensu w nawiązywaniu znajomości w nowym miejscu. Nienawidzi kiedy ktoś mu rozkazuje i jest dla ludzi najczęściej opryskliwy.
Natomiast jego siostra Ira jest spokojną dziewczynką. A przynajmniej za taką uchodzi.
Słucha, kiedy ktoś ma jej coś do powiedzenia. Dba o innych bardziej niż o siebie samą, a szczególnie o brata. Kocha malować i ma naprawdę bujną wyobraźnię. Chciałaby pomóc wszystkim dzieciakom bez rodzin, ale to niestety niemożliwe. Nie chce dorastać, ale jednocześnie nie chce być już dzieckiem. Skomplikowane? Cóż, oboje tacy bywają.
Kiedy trafiają do Skilly House, wszystko w ich życiu się zmienia.
Ten sierociniec nie wygląda na przyjazny, jak zresztą każdy inny. Jednak niczym specjalnym się nie wyróżnia.
Rodzeństwo wie, że musi się tu zaaklimatyzować czy tego chce, czy nie. Ich pokój znajduje się na najwyższym piętrze, co Irze odpowiada. Lubi spokój i myśl, że ten pokój należy tylko do niej i do jej brata.
Poza nimi w Skilly House jest oczywiście parę innych dzieci.
Ira stara się z nimi wszystkimi zaprzyjaźnić, ale nie każdy pała do niej uczuciem. Ci starsi nie chcą się przywiązywać, a ci młodsi co jakiś czas i tak odchodzą. Zakowi wszystko jedno ilu ich jest. Ma tylko nadzieję, że nie zostanie tu z nimi na zawsze.
Każde z nich ma inną historię. Każde z nich przeszło przez trudne chwile. Jedni z nich udają że jest okej, inni nie kryją że jest nie w porządku. Nieraz widać po ich wyglądzie kim są, a czasami wystarczy słowo, by się na nich poznać. Spojrzenie czy nawet kolor, w jaki się ubierają.
Jednak najlepsza przyjaciółka Iry w Skilly House jest najbardziej skomplikowana z nich wszystkich. Głównie dlatego, że... nie istnieje.
Glenda mieszkała kiedyś w jej pokoju. Dziewczynka udaje, że ją zna. Czasami do niej mówi, albo po prostu o niej myśli. Dzięki temu czuje się mniej samotna.
Aż pewnego dnia nadchodzi nowa szansa.
Zak i Ira jadą do Marty. Mają na jakiś czas z nią pomieszkać i pokazać się z jak najlepszej strony. Dzięki temu może uda im się wyrwać z sierocińca...
Ale nie wszystko idzie po ich myśli.
Zak jest bardzo zdenerwowany i bez przerwy rozrabia. Nie zrobił dobrego wrażenia, a wręcz wszystko zepsuł. Ira zaczyna tracić nadzieję na dom, choć Marta twierdzi, że to nic takiego.
Kobieta zaprasza rodzeństwo do siebie po raz kolejny.l
A potem znów dzieje się coś okropnego.
Dzieci nie chcą już nawet myśleć, że będzie lepiej. Ira i Zak po prostu nie są stworzeni do życia w rodzinie. A przynajmniej tak sądzą.
Czy kiedykolwiek znajdą kogoś, kto ich pokocha takimi, jakimi są?
Więc skrócę:
Książka od wydawnictwa Zielona Sowa, więc mogłam się spodziewać do jakiego przedziału wiekowego się zalicza.
Jeśli macie ponad 13 lat, prawdopodobnie Was zanudzi. Szybko się ją czyta, ale nie chce się do niej wracać. Możecie polecić ją rodzeństwu albo dziecku.
Jak na razie to jedna z gorszych pozycji tego lata jakie przeczytałam. Coś nie podołało - albo ja, albo ta powieść.
- Książkomaniaczka
Komentarze
Prześlij komentarz