"I jeśli mogę, chciałbym ci podziękować, że mnie wysłuchałeś. Zasługujesz na to, by być przedstawicielem".
Książki takie takie jak ta, ciężko teraz znaleźć w księgarniach, szczególnie w tych stacjonarnych. Nie jest jakoś szczególnie "dawna", ale wszyscy wiemy, że świetność powieści na ten moment trwa maksymalnie miesiąc; a po miesiącu na jej miejsce wskakuje coś nowego.
O "Zaliczeniu..." nie słyszałam. Nie widziałam go też na instagramie i nie spotkałam się jeszcze z żadną recenzją, choć takowej nie szukałam. Książka ta miała też średnio dobre opinie, ale w momencie, w którym ją kończę, pytam: dlaczego?
Podchwyciłam sugestię z tyłu "Zaliczenia z tragedii", że jest ono na poziomie Stowarzyszenia Umarłych Poetów LUB lepsza.
I wtedy wiedziałam, że nie mogę jej sobie odpuścić.
"Duncan wraca po wakacjach do Szkoły Irvinga. Ma przed sobą trudne zadanie:tradycyjnie zadawany uczniom ostatniej klasy referat o tragedii. Pisząc pracę zaliczeniową, pod okiem ekscentrycznego pana Simona, Duncan przesłuchuje nagrania zostawione dla niego przez absolwenta Irvinga, Tima. Opowieść Tima odkrywa pewne tajemnice z życia uczniów i ujawnia kulisy tragedii, która zdarzyła się w ostatnim roku.Urzekająca, piękna opowieść o pierwszej miłości, inności, odpowiedzialności, osamotnieniu - i o tym, jak łatwo stracić to, co dla nas ważne."
Nowy rok szkolny.
Duncan właśnie wraca do szkoły po wakacjach, totalnie nieprzejęty nowym semestrem. Wszyscy, poza nim, są podekscytowani pokojami, które przygotowały dla nich starsze roczniki. W tej szkole obowiązuje tradycja, że każdy kto odchodzi, musi zostawić dla następcy jakiś "skarb". Krążą plotki o alkoholu czy nawet żywych zwierzętach. To może być wszystko!
Ale nie dość, że Duncan dostaje najmniejszy pokój, którego nikt nie chce, to ta cała niespodzianka jest dla niego wręcz okropna.
Dopóki nie zaczyna rozumieć, czym ona naprawdę jest.
To zestaw płyt CD ucznia sprzed roku. O Timie nikt nie chce mówić, ale Duncan go przecież znał. A przynajmniej kojarzył. I wiedział, co się stało zanim odszedł z Irvinga.
Płyty CD to, według Tima, idealna historia na zaliczenie z tragedii, z którym uczniowie rzadko dobrze sobie radzą. Szansa dla jego następcy na pewną piątkę i uporanie się z poczuciem winy.
Tim był inny, ale w dziwny sposób... Jego albinoskie korzenie odbierały mu pewność siebie i przez to, że tak bardzo się siebie wstydził, doszło do tego zdarzenia, tej nocy, kiedy był tam on, i ona, i Duncan...
Słuchając płyt, chłopak zapoznaje się z historią Tima od początku, ze szczegółami. Jego głos rozchodzi się po jego głowie jak echo i choć wie, do czego ostatecznie prowadzi, pozwala mu mówić. To jedyne co może dla niego teraz zrobić.
Młody albinos opowiada o swojej wielkiej miłości, o tym pokoju, w którym siedzi teraz Duncan, o zaliczeniu, o tej feralnej nocy, o tragedii, do której dopuścił... Starannie selekcjonuje zdania, układa w całość sprawy, które dla wielu z nich; dla uczniów, dla nauczycieli i znajomych wydawały się porozsypywane.
Tylko jak on ma poradzić sobie z odpowiedzialnością, której wciąż nie umie zaakceptować?
Na Duncana spadł obowiązek poprowadzenia tradycji, o której jeszcze niedawno nie chciał słyszeć i wie, że nie może zawieść. Teraz, kiedy zna już prawdę, kiedy zobaczył to oczami Tima, czy może sobie wybaczyć?
Przesłuchanie tych płyt zajęło sporo jego czasu; czasu, w którym powinien był pisać to ważne zaliczenie. Miał je przed nosem, a jednocześnie zbyt daleko, by go dosięgnąć. Czy to fair, by wykorzystać te słowa w swojej pracy? I jak posklejać słowa w zdania, a zdania w całość?
Czy zaliczenie było zbyt wielkim ciężarem dla dzieci, które rozpaczliwie chcą dorosnąć?
Prawda jest taka, że sama chciałabym poznać choć jedną sensowną odpowiedź na pytania, przed którymi Was postawiłam.
Bo nie chodzi tu o gdybanie, a o wagę słów: WZNIOSŁOŚĆ, WINA TRAGICZNA, CHAOS czy PORZĄDEK. I to, czy zechcę je zrozumieć przesądzi o tym, czy poznam odpowiedzi.
Początki z tą powieścią były trudne, bo i ja podchodziłam do niej sceptycznie. Chciałam wielkiego zaskoczenia, morza łez, momentu, w którym zechcę wrócić do początku. Nie wiem, kto nie sprostał - ja, czy autorka?
Przejdę może do narracji...
Nie będę kłamać - spotkałam się z czymś podobnym. Trzeba jednak przyznać, że niewiele książek to ma.
Zastanawiałam się czy warto porównywać "Zaliczenie z tragedii" do "13 powodów", ale uznałam, że to dwa różne światy, niebo a ziemia. Jedna sprawa i druga sprawa, zero podobieństwa, bez porównania.
Ta książka pokazała mi zupełnie nowe oblicze tragedii...
Historia, choć nie była tak zaskakująca jak sądziłam że będzie, w którymś momencie mnie po prostu ze sobą porwała. To niewiele ponad książki, które czytam na co dzień, ale uznaję w tym momencie, że i tak tej powieści nie doceniono.
Gdzieś po drodze większość czytelników zgubiła to, co jest naprawdę ważne...
Moment, w którym bohaterowie wkraczają w dorosłość. Moment, w którym możemy powiedzieć o winie tragicznej i o jej przyczynie. Moment, w którym pewne granice się załamują i nie ma już powrotu.
"Zaliczenie z tragedii" uczy, że najgorszym błędem w okresie szkolnym jest nieumiejętność poznania siebie w lustrze; zmiany pod presją i desperacja wywołana przez chęć przynależenia do danej grupy. Uczy też, że "inny" nie oznacza "gorszy". Że nikt nigdy nie pokaże nam właściwej drogi, bo to od nas zależy dokąd pójdziemy. Że chęć bycia na szczycie może skończyć się znalezieniem się na dnie, że czasami jesteśmy bezradni w obliczu kary za jeden, jedyny moment. I że momenty przychodzą wtedy, kiedy ich się nie spodziewamy.
Książkę oceniam 7/10. Nie ma fenomenu, ale zdecydowanie polecam w wolnej chwili się za nią zabrać.
- Książkomaniaczka
Komentarze
Prześlij komentarz