Przejdź do głównej zawartości

"Drogi Martinie" - o problemie, który nas dzieli i niszczy


"Odnoszę wrażenie, jakbym wspinał się na szczyt góry, ale przed sobą mam jednego durnia, który stara się mnie zepchnąć, żebym nie dotarł na jego wysokość, a z tyłu drugiego, który szarpie mnie za nogawkę i próbuje ściągnąć na ziemię, mimo że sam nie chce się z niej ruszyć".





















Dyskryminacja rasowa, religijna, płciowa czy każda inna nie jest nam obca - od lat toczy się walka o prawa i wytyczenie zasady, że wszyscy jesteśmy sobie równi. Dowiedziono, że ludzie w większości czegoś nie akceptują, bo byli wychowywani według innych norm. Inaczej: boją się nowości, otoczeni wrażeniem, że poza nimi żaden inny świat nie ma takiej władzy. Biali ludzie, widząc czarnego mężczyznę w Polsce, będą się za nim obracać. W wielu krajach ten problem wyeliminowano, ale wciąż żyjemy według niektórych stereotypów odnośnie "kolorowych", jak nazywa to autor. 

Myślimy o nich jak o złodziejach czy przestępcach - bo naoglądaliśmy się filmów, bo gdzieś przeczytaliśmy, że statystyki tak mówią. Jeśli są wysocy, zapewne grają w kosza - bo wszyscy wysocy czarnoskórzy chłopcy przecież grają w koszykówkę. Pewnie niewiele myślą, pewnie wychowywali się we slumsach, możliwe, że noszą za pazuchą broń i słuchają Snoop Dogga. 

Jakim prawem piszemy o ludziach, których nie znamy? Czy chcielibyśmy być tak samo uogólniani? Zapewne denerwuje nas fakt, że jesteśmy "tymi co noszą skarpety do sandałów i skąpią", ale nie mamy żadnego problemu, kiedy taki komentarz wywodzi się od nas. Bo jesteśmy tak ograniczeni, że już chyba nigdy nie pojmiemy, iż kolor skóry tak naprawdę nie gra roli. 

"Wszyscy krwawimy na czerwono". 

Nieważne, czy wierzymy w Boga czy w nic. Nieważne, czy jesteśmy czarni czy biali, czy nawet żółci. I nieważne skąd pochodzimy. Jesteśmy tacy sami. 

Nie chcę kłamać, że ja nie zwracam uwagi na obcokrajowców w swoim mieście. Ale to inny rodzaj uwagi - widzę coś, czego wcześniej nie znałam, to mnie intryguje, ale oni często czują się zagrożeni wśród takich ludzi jak my. Oto jaką stworzyliśmy sobie opinię.

Czy tak musi być?


































Justyce McAllister jest jednym z najlepszych uczniów w roczniku i planuje studia na renomowanym uniwersytecie – ale dla policjanta, który właśnie zakuł go w kajdanki, nie ma to żadnego znaczenia. Chłopak zdaje sobie sprawę, jakie wynikną konsekwencje ze stawiania oporu - jeśli ktoś taki jak on wyciągnąłby dłoń, od razu oberwałby kulkę. Takich się nie szczędzi.  

Jednak to nie koniec problemów. 

Jus jest wyjątkiem nie tylko w prawie, ale również wśród rówieśników. Ci ciągle mówią o tolerancji i wmawiają sobie i innym, że równość panuje, a mimo to rzucają słowem na "cz' na prawo i lewo, wierzą, że mają pierwszeństwo i kurczowo trzymają się przekonania, że jeden żart nikomu jeszcze nic nie zrobił. Wśród grupy, która stoi wysoko na czele szkoły, znajduje się również najlepszy przyjaciel Justyce'a, również ciemnoskóry.

Choć Justyce opuścił niebezpieczną dzielnicę, w której się wychował, nie może uciec od szyderstw dawnych kolegów i drwin uczniów. Pomocy szuka u niejakiego Martina Luthera Kinga. Pisze do niego listy, w których żali się na swoje życie i trudności, z jakimi się spotyka.

Pewnego dnia wybiera się na przejażdżkę ze swoim najlepszym przyjacielem Mannym. Opuszczają szyby, podkręcają muzykę… na tyle głośno, że wywołują furię u jadącego obok białego gliniarza po służbie.

To wydarzenie mocno odbije się na jego życiu i pokaże, jak naprawdę wygląda świat  - boleśnie go doświadcza i nie oszczędza nawet, kiedy ten już zaczyna wątpić. 
























"Drogi Martinie! 
Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego - gdzie się nie obrócę - ludzie chcą mnie stłamsić?"

Wiedzieć, że się gdzieś nie pasuje i mimo wszystko walczyć z pokusą rzucenia marzeniami w kąt jedynie przez myśl, że prędzej czy później się przegra... oto co oznacza heroizm. 

Justyce toczył walkę nie tylko z przeczuciem, że nigdzie nie było dla niego miejsca, ale również z przeszłością, która ciągle go wołała i ściągała w dół. Był moment, w którym już miał się poddać i uwierzycie, że chciał tam wrócić? Bo ktoś powiedział mu, że nie należy mu się sprawiedliwość? 

Jedna z bohaterek, która toczyła zajadłą dyskusję z kolegą z klasy powiedziała mniej więcej coś takiego: wyobraź sobie, że łamiesz prawo. I Manny też. Kto oberwie bardziej? Ty, czy on? 

Różnica polegała jedynie na tym, że jeden z nich był czarny, a drugi - biały. 

"Nie twierdzę, że system jest idealny. Owszem, zdarza się, że osoby naprawdę pozbawione pewnych kwalifikacji są wybierane przed tymi, którzy je posiadają. I owszem, zazwyczaj to kolorowi mają pierwszeństwo przed białymi. Ale zanim powiesz, że coś jest "nieuczciwe", powinieneś pomyśleć, z jakiej pozycji ty startujesz, a z jakiej inni". 

Nie będę się teraz rozwodzić nad tym, czy jesteśmy rasistami czy nie. Bo jesteśmy różni. Nie będę nikogo ganić, jeśli nie toleruje innych kultur. Wiedzcie, że i ja miałam problemy w tym zakresie, nie na tyle, by kogoś obrażać, ale by czegoś nie pojmować - owszem. 

Gdybym nie czytała książek, gdybym nie oglądała filmów, gdyby w szkołach nie uczyli o tym, jak tamci ludzie żyją, czy dalej podchodziłabym do tego problemu tak samo? Oto skąd startujemy: mamy perspektywy, jesteśmy wolni, a przed nami stoi milion możliwości. Czy mamy prawo oburzać się, kiedy ktoś, kto startował z gorszej pozycji jest brany pod uwagę przed nami? Czy jego kosztowało mniej, by znaleźć się w tym punkcie? 

"Niektórzy ludzie nie widzą we mnie człowieka, któremu należą się prawa, i nie jestem pewien, jak sobie z tym radzić".

Mamy prawa, bo jesteśmy ludźmi. Bo o nie walczyliśmy, mniej lub więcej. Gdybyśmy ich nie mieli, czy dalej tak pewnie chodzilibyśmy po ulicach? 

Wystarczyło, że Jus naciągnął na głowę kaptur, i ktoś opacznie zrozumiał jego gest. Zakuto go w kajdanki, rzucono go na ziemię, uderzono go bez podstaw. I nikt nie reagował. 

Ktoś został postrzelony, bo nie wykonał polecenia. Dostał kulkę, bo był czarnoskóry, bo nie przedstawiono mu praw, które ponoć posiadał. Ktoś stracił syna, bo policjant "źle zrozumiał". Bo zadzwonił telefon, który mógł przecież być bronią. 

Autor podjął się trudnego zadania i pokłon mu za to, jak do tego podszedł. To krótka książka, ale, zdaje mi się, prawdziwa. Uderzająca i otwierająca oczy. 

Nikt nie ma nad nikim władzy. To, skąd pochodzimy, nie musi świadczyć o tym, jacy jesteśmy. Mamy takie same prawa. Oddychamy tym samym powietrzem, chodzimy pod tym samym niebem, więc traktujmy się tak, jakbyśmy byli tacy sami. 




- Książkomaniaczka



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wydawnictwo Insignis z nowymi premierami i pod nową nazwą? - co szykuje imprint, premiery i zapowiedzi

 

"Duma i uprzedzenie" - czyli klasyka gatunku

  "Człowiek w dramatycznej sytuacji nie zważa na etykietę przestrzeganą przez innych". Jane Austen to królowa romansu. Stworzyła klasyk, który po dziś dzień jest swego rodzaju wyznacznikiem dla wielu innych pisarzy i twórców historii miłosnych. A, jak wiadomo, z klasyką nie sposób się sprzeczać.  Nie obawiałam się w zasadzie niczego, a już na pewno nie tego, że autorka mnie zawiedzie. W tej sprawie się nie pomyliłam; historia Elizabeth była mi bliższa, niż z początku się spodziewałam że będzie. I do tej pory mocno nią żyję. Miłosne rozterki, rodzinne konflikty i kłamstwa... wszystko to za sprawą tytułowej dumy i uprzedzeń.  Jak daleko zaprowadzą one bohaterów? "Na początku zeszłego stulecia niezbyt zamożny ojciec pięciu córek nader często musiał zadawać sobie pytanie: kiedyż to w sąsiedztwie pojawi się jakiś odpowiedni kawaler? A kiedy już się pojawił, następowały dalsze perypetie, które Jane Austen z upodobaniem opisywała. "Duma i uprzedzenie" uważana jest za ...

"Yellowface" - rynek wydawniczy okiem autorki trylogii "Wojen makowych"

  "Taki już los człowieka, który opowiada historie. Stajemy się niekiedy ogniskami, w których skupia się makabra".