Przejdź do głównej zawartości

"Pierwszy człowiek" - "To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości"



"Uważam, że człowiek powinien być doceniany za swoje osiągnięcia i ich znaczenie dla rozwoju społeczeństwa. Ale łatwo można z tym przesadzić. Choć bardzo szanuję wiele osób i ich zasługi, sądzę, że to osiągnięcia winny być na pierwszym planie. Sława nie powinna przyćmiewać dokonań". 


















Kosmosem interesowałam się, jak mi się wydaje, od dziecka. Ale wiecie, że za dzieciaka ciężko jest się utrzymać czegokolwiek na dłużej. Kiedy w szkole pojawiła się fizyka - pojęcia takie jak grawitacja, próżnia, czarne dziury, a potem nazwiska fizyków i astronomów - to jakoś wróciło. Każdy kojarzy te znane słowa człowieka, który stanął na Księżycu jako pierwszy, ale nie każdy wie, że wcale nie szykował się do wygłoszenia powszechnie nam dziś znanej formułki jaką jest cytat umieszczony w tytule posta. I że ten Armstrong wiele musiał przejść, zanim ostatecznie wybrano go na kapitana statku, który miał zmienić bieg historii.

Zanim przystąpiłam do lektury, nie mogłam się oprzeć tej głośnej ekranizacji życia Neila Armstronga, ale ostatecznie nie mam sobie za złe - gdyby nie to, byłabym bardziej ciemna niż kosmos, po którym podróżował. Wierzcie mi, niełatwo jest ogarnąć wszystkie te komendy i komunikaty. Momentami nie wiedziałam co czytam, choć powtarzałam zdania w kółko.

"Pierwszy człowiek" (ten filmowy) był czymś naprawdę dobrym, czymś zapierającym dech. Wszyscy wiemy, że statek Armstronga wylądował na Księżycu, ale mimo to nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że coś się nie powiedzie, nie mogłam wyjść z podziwu gry aktorskiej Ryana Goslinga i całej tej scenerii. To było tak realistyczne, tak wciągające, że wiedziałam, iż muszę poznać tego niesamowitego człowieka bliżej.

I wiedzcie, że nieczęsto czytam biografie. To po prostu nie moja bajka. Ale dla kogoś takiego warto nagiąć trochę nawyki...

Tego nie przeczytacie o nim w Wikipedii.
















Neila Armstronga przyjaciele i rodzina przedstawiają jako inteligentnego cichego chłopca, który wcale nie od początku chciał być astronautą. Neil wyróżniał się swoimi umiejętnościami i samodzielnością, lecz nie dążył do sławy czy rozgłosu - nie lubił szczycić się osiągnięciami nawet po powrocie z misji Księżycowej na Ziemię. Miał wielkie poczucie obowiązku.

Poza tym, biografia jest wzbogacona w fotografie i komentarze ludzi z otoczenia Neila - od tych, którzy towarzyszyli mu za lat szkolnych, po tych, którzy byli jego kompanami w wyprawie Apollo 11 i później.

Trzeba zaznaczyć, że do tej książki Armstrong udzielił się osobiście - czego zarzekał się, że nie zrobi. Po prostu nie miał się za człowieka godnego swojej własnej książki. "Robiłem tylko to, co do mnie należało". Przeczytał jej wersję roboczą i zaakceptował, nie dzieląc się własnym zdaniem. Chyba po prostu był zadowolony, że ktoś kto złożył mu obietnicę związaną z rozwojem jego kariery, dotrzymał słowa.

Czytamy o Neilu nie tylko jako o astronaucie, ale jako o synu, ojcu, bracie, mężu i oddanym przyjacielu. Nie we wszystkich rolach spisał się na medal, o czym oczywiście wiedział.

O tym jaki Neil był, wypowiada się wielu ludzi, lecz nie tylko to jest w tym wszystkim takie fascynujące. Astronauta wstydził się porażek, ale zawsze się z nich podnosił i właśnie to w tej jego historii jest takie magiczne. "Tak długo jak będą istniały podręczniki do historii, tak długo będzie w nich Neil".

To książka o człowieku, który stanął na Księżycu. O człowieku, który upadał, ale zawsze wierzył w powodzenie misji. O człowieku, który po wypadku potrafił od razu wrócić do pracy. O człowieku zaangażowanym, skromnym, pewnym siebie, opanowanym i lojalnym. O Pierwszym Człowieku.

"Fascynująca i ponadczasowa książka o potędze ludzkiego umysłu i sile wytrwałości".
























To było piękne doświadczenie - tak stanąć przed samym Neilem Armstrongiem, przed jego dokonaniami i wielkością. Usłyszeć ciszę, która wypełniała kosmiczną przestrzeń. Zobaczyć Księżyc z nieco innej strony. Przeżyć od nowa wieść o pierwszych krokach na obcej ziemi. Mówię Wam to ja - dziecko zafascynowane kosmosem i człowiekiem, który pozostawił w nim cząstkę siebie.

Jak już wspomniałam, niespecjalnie czuję się w klimacie biografii, ale "Pierwszy Człowiek" był czymś więcej niż składanką wydarzeń z życia tego sławnego astronauty, o którym słyszał chyba każdy człowiek na świecie. Miałam wrażenie, że te elementy, które towarzyszą literaturze tego typu nie były dla mnie jakoś specjalnie odczuwalne czy irytujące. Niesamowicie było przeczytać słowa, które wyszły z ust jednego z moich dziecięcych idoli, te prawdziwe słowa, a nie te przekształcone przez internet setki razy, zanim ktoś ostatecznie je zaakceptuje i opublikuje. Czułam, że dostąpiłam zaszczytu poznania Armstronga ze strony, z której znało go niewielu. I oczywiście to doceniam.

Wczesne życie Neila było interesujące, te młodzieńcze lata też, ale wszystko dla mnie i tak zatrzymało się w miejscu, kiedy ten (już) mężczyzna otrzymał pracę w NASA. I kiedy mogłam przyjrzeć się z bliska temu, skąd zaczynał swoją największą przygodę.

Dobrze wiedziałam, jak Wy wszyscy, że rakieta wyląduje na Księżycu, ale wierzcie mi, że dawno nie byłam tak podekscytowana akcją rozgrywającą się w książce. Pojawiła się gęsia skórka, przyspieszony oddech, uśmiech na twarzy i lekkie zwątpienie; czy naprawdę się udało? Oczywiście nie obyło się bez problemów.

W tej części książki emocje były szczególnie odczuwalne. Byłam czasami tak poirytowana (bohaterami, nie historią), że unosiłam oczy ku niebu. W parze z tym poirytowaniem szedł zawód i smutek, że obecność Neila na Księżycu nie została jakoś specjalnie uwieczniona. A powinna, z czym zgodzi się wielu innych ludzi, daję słowo.

Możemy też zaobserwować jak wyglądało życie Neila po powrocie - jak już wiecie, nie chciał sławy czy rozgłosu, ale jak tego uniknąć po takim osiągnięciu? Zdarzały się sytuacje, które mocno na niego wpływały, które sprawiały, że przez chwilę chciał wrócić do bycia niesławnym Neilem. Ale radził sobie z tym, rozdawał autografy mimo, iż nie lubił tego zadania, podawał dłonie tysiącom ludzi, choć bardzo go to męczyło. Po prostu nie umiał odmówić.




W filmie jakby ucięto historię Neila zaraz po tym, jak wrócił na Ziemię. Przyznam, że zakończenie zostawiło wiele do rzeczenia, jednak do końca utrzymał naprawdę wysoki poziom. Byłam pod wielkim wrażeniem gry aktorskiej, szczególnie Ryana Goslinga który, po zastanowieniu, wydaje mi się idealnym aktorem do tej roli.


Rozumiem, że film miał jakieś ograniczenia - życie Armstronga ukazane w ekranizacji niewiele o nim mówiło, choć najważniejsze wydarzenia i tak przedstawiono w miarę dobrze. Jesteśmy świadkami jego początków w NASA i niewielkiej części tego, co było przed kosmosem. Ale teraz sądzę, że tak jest lepiej dla filmu.



Nie zawiodłam się. To było coś, co trzymało widza w napięciu, co było wciągające i pouczające jednocześnie. Myślę, że to jedna z lepszych produkcji roku 2018. To niezapomniane dwie godziny, co zresztą potwierdzą ci, którzy ze mną oglądali i wielu widzów na całym świecie. Bo rozumiem, że nie wszyscy przepadają za biografiami czy w ogóle za książkami. Naprawdę warto, choć, wierzcie mi, "Pierwszy Człowiek" na ekranie to bardzo skrócona wersja tego, o czym dziś piszę recenzję.












Książka Jamesa R. Hansena jest obłędna, szczególnie dla wiernych fanów kosmosu oraz ludzi interesujących się astronautami i światem szerszym, niż tym który dostrzegamy gołym okiem. Zdecydowanie nie żałuję, a nawet jestem bardzo zadowolona, że udało mi się trafić na tę biografię. Okazuje się, że Neil był podobny do każdego z nas, a to, że mierzył wyżej (dużo wyżej), wcale nie było kwestią przypadku. No, nie do końca. Zapracował na stanowisko kapitana latami ciężkiej pracy i nauki oraz determinacją, z jaką wykonywał każde powierzone mu zadanie.

"Spotkał nas wielki zaszczyt pozostawienia na Księżycu tabliczki zatwierdzonej przez pana, panie prezydencie, ze słowami <Dla dobra całej ludzkości>. Być może w trzecim tysiącleciu jakiś zabłąkany nieznajomy przeczyta napis na tej tabliczce w Bazie Spokoju. Pozwólmy historii odnotować, że w naszym wieku te słowa stały się faktem. Dziś rano w Nowym Jorku moją uwagę zwrócił szumnie powiewający transparent z niezbyt starannie wymalowanym napisem <Dzięki wam dotknęliśmy Księżyca>. Dzisiaj naszym przywilejem stało się dotknięcie Ameryki. Podejrzewam, że chyba najbardziej gorącym, autentycznym przyjęciem, z jakim każdy z nas się spotkał, były okrzyki i wiwaty, a przede wszystkim uśmiechy naszych rodaków. Mamy nadzieję i myślimy, że wszyscy ci ludzie podzielają nasze przekonanie, iż jest to początek nowej ery - początek ery, w której człowiek zrozumie otaczający go wszechświat, jak też początek ery, w której człowiek zrozumie sam siebie". 

Pierwszy Człowiek dokonał czegoś wielkiego. Czegoś, po czym na zawsze zostanie zapamiętany. Jego podróż po niebie, a później po kosmosie, a wreszcie powrót na Ziemię, po której już nigdy nie stąpał tak pewnie jak przed lotami, które dawały mu tyle siły i radości, były wspaniałymi i pouczającymi nie tylko na drodze nauki, ale również na drodze życia, wydarzeniami. Kosmicznie dobra powieść, którą polecam z całego serca miłośnikom takich historii, które mogą zaskoczyć i nieco zmienić nasze spojrzenie na świat. 

Spektakularna historia. 










































- Książkomaniaczka 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wydawnictwo Insignis z nowymi premierami i pod nową nazwą? - co szykuje imprint, premiery i zapowiedzi

 

"Duma i uprzedzenie" - czyli klasyka gatunku

  "Człowiek w dramatycznej sytuacji nie zważa na etykietę przestrzeganą przez innych". Jane Austen to królowa romansu. Stworzyła klasyk, który po dziś dzień jest swego rodzaju wyznacznikiem dla wielu innych pisarzy i twórców historii miłosnych. A, jak wiadomo, z klasyką nie sposób się sprzeczać.  Nie obawiałam się w zasadzie niczego, a już na pewno nie tego, że autorka mnie zawiedzie. W tej sprawie się nie pomyliłam; historia Elizabeth była mi bliższa, niż z początku się spodziewałam że będzie. I do tej pory mocno nią żyję. Miłosne rozterki, rodzinne konflikty i kłamstwa... wszystko to za sprawą tytułowej dumy i uprzedzeń.  Jak daleko zaprowadzą one bohaterów? "Na początku zeszłego stulecia niezbyt zamożny ojciec pięciu córek nader często musiał zadawać sobie pytanie: kiedyż to w sąsiedztwie pojawi się jakiś odpowiedni kawaler? A kiedy już się pojawił, następowały dalsze perypetie, które Jane Austen z upodobaniem opisywała. "Duma i uprzedzenie" uważana jest za ...

"Yellowface" - rynek wydawniczy okiem autorki trylogii "Wojen makowych"

  "Taki już los człowieka, który opowiada historie. Stajemy się niekiedy ogniskami, w których skupia się makabra".