"-Po tym wszystkim ciągle wydaje mi się, że jedyne wyjście to proste i szybkie wyjście - ale wybieram labirynt. Labirynt jest do bani, ale i tak go wybieram".
Nadszedł ten długo wyczekiwany przeze mnie czas, kiedy znajduję w sobie siłę, żeby coś napisać - i oto jestem. Do tego nie z byle czym!
Jakiś czas temu narzekałam, że "Szukając Alaski" powinno zostać zekranizowane - i tak się stało. Książka Johna Greena otrzymała 8-odcinkowy serial, który zeszłej nocy udało mi się obejrzeć, a ten wpis to tylko moja opinia na temat niego i rozpamiętywanie tej niesamowitej historii, którą wcześniej poznałam na papierze.
Skupię się głównie na tym, jak bardzo odwzorowany na książce jest serial, czego mu brak i w czym był - być może - lepszy. Poza tym wspomnę też o bohaterach i muzyce oraz o tym, czy sprostało to oczekiwaniom czytelników.
Zacznijmy od postaci.
Czy właśnie tego się spodziewałam i czy tak sobie ich wyobrażałam? W zasadzie trudno powiedzieć.
Klucha (w ekranizacji - Pączek) wydał mi się wiernym naśladowcą książkowego bohatera. Alaska również z czasem okazała się niesamowitą kopią książkowej Alaski. Pułkownik i Jay okazali się trochę inni, niż ich sobie wyobrażałam, ale równie urzekający.
Ale czy osiem odcinków to nie za mało?
Zdecydowanie nie - powiedziałabym nawet, że historia w tych ośmiu odcinkach została ukazana idealnie. Obawiam się tylko o kontynuację, która byłaby zdecydowanie zbędna.
W tych kilku godzinach pokazano wszystko to, co najważniejsze w książce - najbardziej znane cytaty, miejsca i wydarzenia. Trzeba zauważyć, że kilku z nich również zabrakło - mniej ważnych, ale jednak.
Jednak w tym wypadku nie mam o to żalu - ciężko wskazać ekranizację wiernie odwzorowującą powieść.
Relacje bohaterów są burzliwe i zmienne - takie, jakie powinno być. Ich silne charaktery sprawiają, że chce się coraz więcej i coraz mniej spraw staje się łatwe do przewidzenia. U tej paczki nigdy nic nie jest pewne.
Jeśli chodzi o książkę, nie da się w niej zaczepić tematu muzyki. Tutaj - owszem.
Soundtrack dodatkowo budował atmosferę i sprawiał, że to wszystko dało się bardziej odczuć. To zdecydowanie nadrabia niedociągnięcia.
I to jedno, ważne pytanie: "Jak wydostać się z labiryntu cierpienia?".
Bałam się, jak zostanie poprowadzony najważniejszy i najbardziej emocjonalny wątek tej powieści - ale się nie zawiodłam. Niestety, nie pamiętam dokładnie jak wyglądało to na papierze (pewnie dlatego, że byłam cała zapłakana), ale emocje były równie silne co wtedy.
Podsumowując, John Green nie zawiódł swoich fanów zgadzając się na kolejną ekranizację jednej ze swoich niesamowitych książek. "Szukając Alaski" to krótki, ale dający do myślenia serial, który porusza ważne tematy i otwiera w człowieku niespotykany wachlarz emocji. Dla tych kilku godzin, zdecydowanie warto.
Jednak zanim to, polecam sięgnąć po książkę. :)
- Książkomaniaczka
Komentarze
Prześlij komentarz