"W życiu traci się ludzi z różnych powodów. I czasem nie niesie to żadnego morału, nauczki ani satysfakcjonującego wytłumaczenia. Czasem życie po prostu jest zajebiście niesprawiedliwe!"
(tak, ja też nie mogę znieść tego, że mój telefon nie prezentuje się dobrze na zdjęciu. Ale jest stare i jako tako mi się podobało!)
No właśnie, a co do zdjęcia i tego "stare"...
Kwarantanna trwa już około miesiąc - również miesiąc temu zaczęłam czytać "Jeśli tam jesteś". Z przykrością przyznaję, że dałam się nabrać na ładną okładkę i to pewnie dlatego spodziewałam się fajerwerków.
To, że czytałam "Jeśli tam jesteś" może wynikać z faktu, że jestem leniwa, albo że takie książki mi już nie wystarczają. Bo nie jest to specjalnie głośny tytuł, a długo już u mnie leży.
No ale właśnie tę książkę skończyłam - a co za tym idzie? Pora trochę o niej powiedzieć.
Zan, której najlepsza przyjaciółka Priya niedawno wyprowadziła się do Kalifornii, jest zdruzgotana, gdy ich kontakt nagle się urywa. Jakby tego było mało, Instagram Prii zamienia się w strumień usianych błędami, banalnych postów na temat nowego, wspaniałego życia – zupełnie nie w jej stylu…
Wszyscy powtarzają Zan, że powinna dać sobie spokój i pozwolić dziewczynie zacząć od nowa. Jednak dopóki Zan nie usłyszy tego z ust Prii, nie będzie w stanie pogodzić się z faktem, że ich przyjaźń dobiegła końca.
Dopiero kiedy w szkole pojawia się „nowy” – Logan – Zan zaczyna otwarcie mówić o tym, jaka czuje się nieszczęśliwa, zagubiona i zdradzona. Chłopak z ochotą przyłącza się do prowadzonego przez nią śledztwa, mimo że wszyscy dookoła uważają podejrzenia Zan za niedorzeczne. Sprawa staje się naprawdę poważna, kiedy Zan w najnowszym selfie Prii odkrywa coś, co rzuca nowe światło na jej niepokojące milczenie.
Może Priya nie odpisuje na maile nie dlatego, że nie chce, tylko że nie może?
(opis z tyłu książki)
Podobno jeśli nie ma cię w sieci, to znaczy, że nie istniejesz...
Oj, potwornie długo starałam się dojść do zakończenia. I właściwie dziś przeczytałam większą część, finalnie dowiadując się o tym, co na końcu się stało.
A nie było to łatwe!
Pierwsze sto stron było na tyle nudne, że odkładałam to w nieskończoność. A kiedy wreszcie się za to wzięłam, proszę bardzo! Skończone.
Trafiłam w punkt, w którym coś zaczęło się dziać.
Akcja zaczęła nabierać wątków, Zan zmieniała się wraz z biegiem czasu, który mijał jej na oglądaniu postów przyjaciółki, która ją... zostawiła? No właśnie. Czy Priya naprawdę by jej to zrobiła?
Z czasem historia stała się złożona i ciekawa. Ale nie jest to coś, co można uznać za wybitne dzieło literackie i to właściwie wszystko, co trzeba o "Jeśli tu jesteś" powiedzieć. Postawiłam młodzieżówce zbyt wysoką poprzeczkę, ale ostatecznie czas minął mi przednio. I przez chwilę nawet wciągnęłam się w wir wydarzeń.
Właściwie płynie za tym dobry morał - że Internet jest tym, co nas reprezentuje i niełatwo o gafę. Wielu ludzi żyje przecież w sieci jak w drugim domu. Wystarczy małe potknięcie, by wysnuć podejrzenia... prawda?
By zbytnio nie narzekać, przyznam, że to książka na kwarantannę wręcz idealna. Bo lekka, mimo wszystko prosta i wystarczająco ciekawa. No ale nic więcej - bo nie każda powieść musi być głęboka i poetycko ubarwiona.
Czasami książka to faktycznie tylko krótka historia i nic więcej.
"Jeśli tu jesteś" jest jedną z nich.
Komentarze
Prześlij komentarz