"Ludzie nie zawsze panują nad tym, w kogo zmieniają go okoliczności".
Colleen Hoover. Ta moja ukochana autorka, która, jak to było? "Nigdy mnie nie zawiodła"?
Ale postaram się zrzucić winę na siebie - że to ja zawiodłam. Bo nie czytałam tak, jak powinnam i narzekałam na nowości, jakby nowości były czymś krytycznie złym.
To kolejna historia od Hoover, którą przeczytałam. I kolejna pozycja do ocenienia. Ale przed tym, krótkie wprowadzenie...
"Idealna miłość.
Nieidealni ludzie.
Quinn i Graham przysięgali sobie miłość, wierząc, że wspólnie poradzą sobie z wszelkimi przeciwnościami losu. Ma to upamiętniać szkatułka, którą Graham podarował ukochanej w dniu ślubu.
Przez kilka następnych lat wzajemne przyrzeczenia stają się źródłem rozczarowań. W życiu małżonków zaczyna królować rutyna, a marzenia o założeniu rodziny stają się nieosiągalne. Oddalający się od siebie Quinn i Graham zaczynają wątpić w sens swojego związku.
Przyszłość ich małżeństwa kryje się jednak w śladach z przeszłości zamkniętych w szkatułce – pod sekretami, błędami i niedopowiedzeniami...
Historia Quinn i Grahama rozpoczyna się w momencie, gdy oboje rozstają się ze swoimi partnerami. Czy taki los spotka również ich związek?
Colleen Hoover z dobrze znaną czytelniczkom szczerością i wnikliwością opisuje parę pogrążoną w kryzysie. I szuka odpowiedzi na pytanie: czy albo kiedy przestać walczyć o ocalenie małżeństwa, które przecież miało trwać wiecznie?"
Nie przypominam sobie żadnej innej książki Colleen Hoover, w której główna bohaterka tak niemiłosiernie mnie irytowała.
Ale fabuła a bohaterowie - to jednak dwie różne sprawy.
Za sam zarys tej historii wielbię autorkę. Bo to kolejna idealna/nieidealna miłość, niepowtarzalna, z kluczowymi i zapadającymi w pamięć przedmiotami czy słowami.
Jest też ładne zestawienie - losy bohaterów kiedyś i teraz. Czyli przed małżeństwem i kiedy nim już są. Najpierw sielanka i piękna miłość, a potem - żeby nie było za fajnie - tragiczny rozpad.
Jesteśmy świadkami tego, dlaczego tak się dzieje. To narracja bohaterki, która wnikliwie ocenia naszego bohatera, więc i on prawie wcale nie jest nam obcy. Ale ta Quinn... sama nie wiem. Czasami naprawdę ciężko było mi ją zdzierżyć.
Zdecydowanie nie jest jedną z najlepszych kandydatek na bohaterki, w których umysłach siedzi się na tyle dobrze, że książkę czyta się jednym tchem. Odkładałam tę powieść bardzo długo. Może miesiąc.
Ale nie skreślam za to Hoover.
Bo to dla mnie coś nowego, a autorka się rozwija. Już króluje w moim rankingu i nie sądzę, że szybko z niego spadnie na dół.
Ponieważ nie zatraciła swojego uroku - te dialogi, przemyślenia i cechy bohaterów, które momentami tak bardzo kochałam, dalej gdzieś tu są. A to trzyma mnie zawsze do końca.
"Wszystkie nasze obietnice" to, wbrew pozorom, bardzo dobra książka. Ale może to nie był czas, żebym akurat ja się za nią zabierała.
- Dominika
Ale super blog!
OdpowiedzUsuń