"Cierpienie za siebie nie jest trudne, cierpienie za innych potrafi jednak złamać człowieka".
Od "Chemii naszych serc" baaardzo długo zbierałam się do kolejnej książki tej autorki. Być może przez to, że "Chemia..." tak bardzo mi się podobała i nie chciałam, żeby ciekawość prozy Krystal z dnia na dzień we mnie wygasła. Miała w sobie coś, co lubiłam i co sprawiało, że tak lekko czytało mi się jej historie.
To było połączenie wszystkiego tego, co do pewnego czasu było dla mnie najbardziej istotne w literaturze, a dziś jest po prostu przyjemnością zapisaną na papierze - choć dalej czuję podobne wrażenia co kilka lat temu. To przyjemne i nostalgiczne uczucie, że świat stoi dla mnie w miejscu, choć jako czytelnik i zwyczajny człowiek dorastam.
I lubię w takich kryzysach jak ten sięgać po coś, co pozwala mi znów zacząć pisać z taką lekkością jak kiedyś.
"Czy strach przed miłością może być fobią?
W rodzinie Esther wszyscy są skazani na fobie. Ojciec cierpi na lęk przestrzeni, brat bliźniak nie zniesie ani chwili w ciemności, a matka hipsterka przeraźliwie obawia się pecha. Dziewczyna jeszcze nie wie, jaki strach zawładnie jej życiem, lecz na wszelki wypadek unika potencjalnych zagrożeń i spisuje je na specjalnej liście. Gdy któregoś dnia zostaje okradziona, znika także niedokończona lista najgorszych koszmarów…
Te niefortunne okoliczności doprowadzają Esther do nawiązania przyjaźni z kimś, kto jest gotów pomóc jej w pokonaniu wszystkich fobii…"
Więc tak...
Wydaje mi się, że najbliższą moją lekturą będą "Papierowe miasta", więc zwrócę uwagę na to, że dzisiejsza recenzja mocno opiera się na moich uczuciach względem Johna Greena, bo tak dawno nie miałam do czynienia z jego prozą, że to aż grzech. A autorka "Prawie ostatecznej listy najgorszych koszmarów" ma w swoim stylu coś dziwnie znajomego - coś, co przypomina mi właśnie o Greenie.
Jest to niby młodzieżówka, ale teraz jak tak sobie o tym myślę, ma znacznie głębsze przesłanie i jest dużo bardziej złożona niż większość książek z tej kategorii. "Prawie ostateczna lista najgorszych koszmarów" z czasem wciągnęła mnie na tyle, że zaczęłam zwracać większą uwagę na prawdziwy sens tej całej historii.
Powiedziałabym, że sporo się z tego nauczyłam, choć mój okres młodzieńczy z dnia na dzień coraz szybciej dobiega końca. Ale to wbrew pozorom niezwykle dobra książka.
Opowieść o Śmierci, fobiach i problemach psychicznych znalazła się na kompletnie innym pułapie i niemal wzruszył mnie sposób przedstawienia tych tematów. Nie mogę przestać myśleć o młodym wysłanniku Śmierci, o nieśmiertelnych orchideach, o lęku przed czymś, czego się nigdy nie spróbowało i pewnie teraz nie macie pojęcia o czym piszę, ale to naprawdę warto poznać na własnej skórze i się po prostu przekonać.
Mądrze napisana młodzieżówka. Nie brak tu humoru, złożonej problematyki, a jednocześnie lekkości pióra autorki. Ostatnie rozdziały szczególnie mocno we mnie uderzyły ze względu na to, że nie byłam do końca pewna co może się wydarzyć. Ale pozostawione wątki zawsze wracały do czytelnika. Uświadamiały jego kruchość i lękliwość wobec tego, co (nawet unikane) w końcu musi nadejść.
To opowieść o czymś cennym i jedynym w swoim rodzaju. O czymś, co powinniśmy pielęgnować i wykorzystywać - a kiedyś właściwie i z godnością oddać za to, czego mogliśmy doświadczać.
O życiu - i o tym, co nam daje. A i równie często odbiera.
Idealna pozycja na przestój czytelniczy.
- Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz