Przejdź do głównej zawartości

"Ugly love" - toksyczna, "brzydka" miłość i dziwny paradoks relacji bohaterów Colleen Hoover

 "Czasami człowiek nie ma aż tyle siły, żeby znieść widma przeszłości".












Tej książki od Hoover bałam się najbardziej.

Już dawno temu widziałam, jak podbija bookstagram i inne social media. Naprawdę chciałam wiedzieć, dlaczego, ale tak się złożyło, że siedziałam wtedy w trochę innych klimatach. Wreszcie się stało - przeczytałam "Ugly love". 


Chociaż "przeczytałam" to za mało powiedziane. 

Ja p r z e ż y ł a m tę historie. 










"Kiedy Tate, początkująca pielęgniarka, wprowadza się do mieszkania swojego brata, nie spodziewa się tak gwałtownych zmian w życiu. Wszystko przez przystojnego pilota Milesa Archera.

Miles ustala tylko jedną regułę ich związku: nie pytaj o przeszłość i nie oczekuj przyszłości. Gdy ta sytuacja staje się nie do wytrzymania i prowokuje do pytań, ożywają jego dramatyczne wspomnienia. Serca zaczynają szybciej bić, obietnice zostają złamane, reguły przestają obowiązywać".





















Jestem w szoku, że po takim czasie Hoover potrafi mnie jeszcze zaskoczyć. 

Długo odkładane przeze mnie "Ugly love" wreszcie upomniało się o swoje miejsce na mojej półce. Trzeba było się z tym uporać, bo autorka ciągle wydaje coś nowego, a czasu ciągle jest za mało. 

I choć zawsze kompletnie jej ufałam i byłam pewna, że mistrzowsko pisze, i tak znów mnie oczarowała. 

Przyznam, że to coś nieco innego niż książki od Colleen które czytałam do tej pory. Nawet powiedziałabym, że nie w moim stylu, ale z lekkim wstydem muszę przyznać, że właśnie takie chaotyczne i burzliwe relacje najbardziej mnie wciągają. Nie, żebym je popierała - ale i tak czyta mi się to dziwnie dobrze.

Miles i Tate to dwa różne światy. Ten chłopak nie potrafi odciąć się od przeszłości (co - nie ukrywam - przez większość czasu mnie niesamowicie wzburzało przez to, jak się zachowywał), a ona nie potrafi odciąć się od niego. Mamy tu klasyczny przykład toksycznej relacji, z której ciężko jest uciec i przez niektóre decyzje bohaterów, przysięgam, zaczynałam się wręcz trząść z nerwów. 

Fabuła nawiązuje do typowego schematu Colleen - pogubieni, zakochani ludzie z przeszłością, jedno z nich na pewno ma ciężki charakter, drugie jest odtrącane ale wraca pomimo tego. Po dniu namyśleń zauważam jednak to, co mnie tak poirytowało w całej tej historii. 

Po pierwsze - Miles był początkowo czarującą i ciekawą postacią, która z czasem przerodziła się w kogoś, kogo zaczęłam traktować obojętnie. Po drugie - zakończenie ścisnęło mnie za serce, bo nie było mimo wszystko satysfakcjonujące. Autorka pozwoliła zostać Milesowi w przeszłości, mimo że właśnie budował swoją przyszłość. Niektóre hasła kazały mi zwątpić w przesłanie "Ugly love", dały do zrozumienia, że bohaterzy niekoniecznie doszli do swojego happy endu, choć w zasadzie tak było. I może to nadinterpretuję, ale poczułam to widząc, jak Hoover przeplata oczekiwania czytelników z czymś, czego nie mogłam zrozumieć.  Ale wiadomo - teraz na topie są te wszystkie wyniszczające i niepewne relacje. Przyjęło się, a ludzie to lubią. 

Pomimo to, spędziłam z tą książką wspaniałe dwie godziny. Zakochałam się w idei zakończenia, jakiego oczekiwałam ostatecznie, może stąd wątpliwości. Ale zajęło mi dwie godziny, by przebrnąć przez tę powieść - uważam to za wielki sukces. 

Pióro Hoover wyryło się w mojej głowie, a jej charakterystyczni bohaterowie zawsze sprawiają, że się zatracam. Tytułowa "brzydka miłość" zdarza się w wielu jej książkach, jeśli nie we wszystkich, ale to tutaj najbardziej pozwoliłam sobie na emocje. Nie mogłam się oderwać, choć myślę, że powinnam - bo czytanie jednym tchem nigdy nie pozostawia świeżego umysłu. Ale to mnie porwało. Zatraciłam się i nie miałam nic przeciwko tak spędzonej nocy. 

Miles i Tate to jedna z najbardziej problematycznych par, jakie do tej pory poznałam chyba we wszystkich książkach. I po raz pierwszy od dawna mam tak dziwne odczucia. Coś pozostawiło we mnie wrażenie, że nie była to para, która powinna zostać razem. Coś sprawiało, iż poczułam, że jedno z nich nigdy nie odwzajemni tego tak samo jak to drugie. A jednocześnie istniała pomiędzy nimi niewiarygodna chemia. Dziwny paradoks, który wciąż staram się rozgryźć.

Morał z tego taki, że nie każdy jest sobie przeznaczony. I choć książka jest piekielnie dobra, nie potrafiłam w niej czegoś zaakceptować, a jednocześnie nie umiałam od niej odejść. Porównuję w tej chwili emocje świeżo po skończeniu i te z dziś, kiedy to piszę. 

Nie umiem z jakiegoś powodu tego wyjaśnić, ale to właśnie czuję względem "Ugly love". To ciekawa i naprawdę dobra powieść. Zmysłowa, momentami bolesna. 

Cała ta nietypowa miłość wydaje się jednak zbyt krucha i nietrwała bym mogła w nią uwierzyć i jej kibicować, choć do tej pory jeszcze nie byłam ze sobą tak skłócona jak teraz. 


Właśnie takie jest "Ugly love". W takim stanie mnie pozostawia Hoover.

Po raz pierwszy od kiedy sięgnęłam po jej książki. 












Komentarze

  1. Podziwiam przeczytać książkę w 2 h, a co do Hoover to miałam styczność z jej "Never, Never", ale no książki niestety w tamtym czasie nie zdołałam przeczytać. Recenzja bardzo ciekawa i choć ja nie sięgam za bardzo po takie książki, to może jak trafi mi się w bibliotece to przeczytam.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że chodzi o to, jakie mam doświadczenie z pisarką. Niczyjej książki bym w tyle nie przeczytała i choć recenzja wydaje się być przekombinowana, to najbardziej zależało mi na uwypukleniu tego, jak trudną relację zromantyzowała Hoover, nawet jeśli to fikcja. Co do "Never, Never" - podzielam zdanie, do tej pozycji trzeba mieć dobry nastrój. Również pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wydawnictwo Insignis z nowymi premierami i pod nową nazwą? - co szykuje imprint, premiery i zapowiedzi

 

"Duma i uprzedzenie" - czyli klasyka gatunku

  "Człowiek w dramatycznej sytuacji nie zważa na etykietę przestrzeganą przez innych". Jane Austen to królowa romansu. Stworzyła klasyk, który po dziś dzień jest swego rodzaju wyznacznikiem dla wielu innych pisarzy i twórców historii miłosnych. A, jak wiadomo, z klasyką nie sposób się sprzeczać.  Nie obawiałam się w zasadzie niczego, a już na pewno nie tego, że autorka mnie zawiedzie. W tej sprawie się nie pomyliłam; historia Elizabeth była mi bliższa, niż z początku się spodziewałam że będzie. I do tej pory mocno nią żyję. Miłosne rozterki, rodzinne konflikty i kłamstwa... wszystko to za sprawą tytułowej dumy i uprzedzeń.  Jak daleko zaprowadzą one bohaterów? "Na początku zeszłego stulecia niezbyt zamożny ojciec pięciu córek nader często musiał zadawać sobie pytanie: kiedyż to w sąsiedztwie pojawi się jakiś odpowiedni kawaler? A kiedy już się pojawił, następowały dalsze perypetie, które Jane Austen z upodobaniem opisywała. "Duma i uprzedzenie" uważana jest za ...

"Yellowface" - rynek wydawniczy okiem autorki trylogii "Wojen makowych"

  "Taki już los człowieka, który opowiada historie. Stajemy się niekiedy ogniskami, w których skupia się makabra".