"Dziś są moje urodziny. Przyszła mi do głowy ponura myśl, że więcej osób świętuje moją śmierć niż moje urodziny"
Gdyby ktoś mi tylko łaskawie powiedział, że to drugi tom "Sprzedawcy marzeń", bo ja sama kupuję wszystko niemal automatycznie. Ale no nic!
Wydaje mi się, że pomimo to, książka i tak jest dla mnie w miarę zrozumiała.
Niedługa, sentymentalna, dosyć niepowtarzalna, by zadziwiać... "Podróż tysiąca mil" przez Route 66', a przedtem kilka słów o treści...
"Niektórzy zastanawiają się, jak to jest pojawić się na własnym pogrzebie. Charles dostał taką szansę. Uznany za zmarłego, słynny sprzedawca marzeń oczami wyobraźni już widział, jak staje przed tłumem zszokowanych żałobników.
Ale gdy zobaczył, że żegnają go tylko trzy osoby, zrozumiał, jak wielką szansę zmarnował. Przez całe życie nie zdołał zamieszkać w niczyim sercu. Przeciwnie – wiele serc złamał.
Lecz skoro Charles był martwy dla świata, teraz mógł narodzić się na nowo. Postanowił wyruszyć w wielką podróż, by odkupić winy. Nie wiedział, że w drodze spotka się z zadziwiającą ludzką dobrocią, ale i największą podłością.
Czy z tych spotkań Charles zdoła wyciągnąć odpowiednie lekcje?
I która z dróg okaże się trudniejsza – ta, która liczy tysiące mil, czy ta w głąb własnego serca?"
No dobrze, więc od czego teraz zacząć?
O tym, że to drugi tom z serii już powiedziałam. Czy są ze sobą mocno związane? Nie jestem pewna, ale - tak jak również napisałam wyżej - wydaje mi się, że nie wpłynęło to na moje rozumienie treści.
Przyznam szczerze, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ten opis, wiedziałam już, że muszę mieć tę książkę. To właśnie lubię czytać i w tym czuję się najlepiej. Nie było opcji, że przejdę obok tego obojętnie.
Sama idea wydawała mi się niesamowita i niepowtarzalna. I rzeczywiście, jeszcze z czymś takim się nie spotkałam.
Charles unika katastrofy, ale nie wraca do domu. Udaje się zamiast tego w podróż po Route 66', bo na jej końcu znajduje się coś, co stara się odzyskać. A idzie tamtędy... pieszo.
Czy to jego pokuta? Czy może kolejny wymysł? Można się domyślać różnych rzeczy, ale najważniejsze jest to, co bohater czuje z każdym pokonanym kilometrem.
Jako czytelnik widzę, jak on się zmienia. Jak doświadcza go życie przez wszystkie te dni, na każdy możliwy sposób. Jak poznaje nowych ludzi i jak zmienia się jego perspektywa. Ze smutkiem uznaję również, iż jest to człowiek, który za życia zawsze był sam, mimo pewności, że niczego mu nie brakuje.
Widok pustych krzeseł na własnym pogrzebie musi być przybijający. Ale również otwiera oczy.
Charles szuka ucieczki od tego, co doprowadziło go do zapomnienia. Nie wie, komu może ufać, więc rusza sam, pozostawiając świat w przekonaniu, że już go na nim nie ma. Ale jego dusza dalej szuka wyjścia i dalej walczy ze światem, którego dotąd nie rozumiał.
Ze światem, którego piękna nie dostrzegał narzekając na to, jak bardzo mu on nie pasuje.
To podróż, która pozostaje w pamięci, ale też uczy, bo nie wiem, czy gdzieś indziej poznam Route 66' z tak bliska. Jej struktura, jej miasta i ludzie, byli opisani naprawdę szczegółowo. Człowiek chciałby zobaczyć to na własne oczy. Niekoniecznie pieszo, ale jednak.
Piękne przemyślenia Charlesa na początku każdego rozdziału również mnie oczarowały. I ta sprawa dotycząca straty, miłości, śmierci i odkupienia... to wszystko wydaje się być warte całej tej drogi. Każdy kilometr ma w końcu znaczenie kiedy wiesz, dokąd idziesz.
I czego tak naprawdę szukasz.
Komentarze
Prześlij komentarz