"Przeznaczenie i pierwszy pocałunek" Kasie West - czyli mój powrót do literatury typowo młodzieżowej
"Mącenie nie musi być niczym złym, prawda? Intryga zawsze powoduje, że sprawy stają się bardziej interesujące"
Kolejna książka Kasie West do kolekcji! Tym razem pod lupę bierzemy "Przeznaczenie i pierwszy pocałunek", czyli jedną z nowszych pozycji tej autorki.
Jak już pewnie wiecie, pomimo tego, iż mój gust ciągle się zmienia, ja dalej mam do Kasie jakiś sentyment... I właśnie o tym dziś Wam opowiem! Czy z wiekiem jej książki zaczynają mi się nudzić, czy może dalej mają w sobie "to coś"?
"Lancey Barnes, odkąd tylko pamięta, marzy o byciu aktorką. Kiedy dostaje szansę na
zagranie w hollywoodzkim filmie, nie waha się ani chwili. Jej największe marzenie
właśnie się spełnia!
Jednak Lancey szybko zauważa, że życie w świetle reflektorów ma swoje ciemne strony...
Rozczarowują ją codzienne trudności gwiazd filmowych. Trudno zaprzyjaźnić
się z innymi aktorami, straciła gdzieś cały zapał... a jej tata znalazł jej korepetytora,
chłopaka zupełnie jak z chóru kościelnego, który teraz ma pomóc jej w nauce. Że co?...
Co gorsza ktoś - nie wiadomo kto - próbuje zaszkodzić Lancey.
Wszystko wymyka się spod kontroli, a jedyną osobą, na którą dziewczyna może liczyć
- niezależnie od tego, czy chodzi o odkrycie zagadki, kto chce ją zniszczyć, czy
o wyrwanie ze stanu aktorskiej niemocy - jest Donavan.
Lancey wie, że nie może się poddać, ale po raz pierwszy w życiu zastanawia się,
czy to prawda, że najlepsze scenariusze pisze życie..."
Kasie West to królowa literatury młodzieżowej. Zaraz obok Greena i Quicka i wielu innych, pokazuje życie młodzieży w sposób prosty, przystępny i prawdziwy. A szczególnie stronę emocjonalną tej grupy, którą się wzoruje.
"Przeznaczenie..." - podobnie jak reszta książek West - jest naprawdę szybką lekturą. Młodzieńcze uniesienia, jakiś element zaskoczenia, od czasu do czasu coś przykrego z przeszłości bohaterów... ale to typowa młodzieżówka. Nic wielkiego do rozumienia i analizowania, a wciąż - kilka fajnie spędzonych godzin.
Czasami myślę sobie o tym, że przez to, jak Kasie West pisze, odechce mi się ją czytać. Może stałam się bardziej wymagająca, a może przeszła mi na to "faza". Ale ostatecznie książka mnie wciągnęła, co bardzo mnie dziwi ze względu na to, że od bardzo dawna takiej tematyki się nie chwytałam.
Przypomniałam sobie, za co lubiłam Kasie kiedy zaczynałam ją czytać i zdecydowanie ci uroczy chłopcy, w których za każdym razem zakochiwały się bohaterki (tu był to Donavan) są jednym z tych powodów. Typowo wattpadowe konwersacje, od których ja sama zaczynałam swoją przygodę z czytaniem - to również. Poza tym zawsze można liczyć na happy end w jej książkach i choć wiele nie chcę zdradzać, to przyznaję, że takie odetchnienie od ciężkiej literatury się przydaje.
Człowiek aż zaczyna przypominać sobie, że nie wszystko musi być wyniosłe i poważne. U Kasie zawsze jest miejsce na humor, trochę przygód i uśmiechu. Z doświadczenia wiem, że wkrada się mimowolnie!
W "Przeznaczeniu..." znalazłam to, co już znałam. Tak jak wspomniałam, relacja głównych bohaterów była jedną z tych uroczych, raczej bezproblemowych relacji.
I niewiele mam tu już do powiedzenia. "Uroczy" to dobre określenie na styl Kasie, bo nie wymaga za dużo od czytelnika, a ja sama traktuję jej książki bardziej jak przerywnik czytelniczy niż osobną kategorię.
Kto zna swoje możliwości i wytrzymałość - a przede wszystkim nie jest zbyt wymagający - z pewnością może spróbować poszukać u niej trochę odpoczynku i spokoju.
- Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz