"A jako ludzie możemy zakładać, że uda nam się udźwignąć cały nasz ból. Czasami musimy się nim dzielić z tymi, którzy nas kochają, żeby nie paść z wyczerpania pod jego ciężarem".
Kolejny raz z Colleen Hoover! Ta podróż widocznie nie ma końca. :D
Ale nie mogłam przecież czekać zbyt długo, by sięgnąć po swoją pierwszą faworytkę. Do tego książka jest prezentem od mojej przyjaciółki; tym bardziej jest mi ona bliska.
Nie będę się rozpisywać na wstępie, bo wszystko to mówiłam już wiele razy. Dlatego przejdźmy do sedna, czyli do małego zwiastuna i mojej szczerej recenzji....
"Lily Bloom zawsze płynie pod prąd. Nic dziwnego, że otworzyła kwiaciarnię dla osób, które… nie lubią kwiatów, i prowadzi ją z pasją i sukcesami. Gdy poznaje przystojnego lekarza Ryle’a Kincaida i rodzi się między nimi wzajemna fascynacja, Lily jest przekonana, że jej życie nie może być już lepsze.
Tak mogłaby skończyć się ta historia. Jednak niektóre rzeczy są zbyt piękne, by mogły trwać wiecznie. To, co się kryje za idealnym związkiem Lily i Ryle’a, jest w stanie dostrzec jedynie Atlas Corrigan, dawny przyjaciel Lily. Kiedyś ona była dla niego bezpieczną przystanią, teraz sama potrzebuje takiej pomocy. Nie zawsze jesteśmy bowiem dość odważni, by stanąć twarzą w twarz z prawdą… Szczególnie gdy przynosi ona tylko cierpienie".
Odważna. Głęboka. Genialna.
Trzy słowa, które najlepiej pasują do tej opinii.
Czytałam już prawie wszystko od Colleen i choć dalej mam swoje faworyty, to jednak jedna z lepszych jej książek. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Po pierwsze: nie jest to już tylko tragiczne lovestory. To również prawda i rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Autorka sięga tam, gdzie mało kto mógłby się odważyć. A przecież wiele kobiet doświadcza tego samego...
"Gdyby on zrobił to mnie, to bym od niego odeszła" - ale czy na pewno? W czym tak naprawdę tkwi problem toksycznej i burzliwej miłości i jak od niej uciec?
Bohaterka "It ends with us" jest silną kobietą z marzeniami i trudną przeszłością. Wie, jakich granic nie będzie mogła przekroczyć i na co nigdy nie będzie mogła sobie pozwolić. Doznała już tego, co najgorsze w rodzinie, w której pojawiła się agresja - niemocy. Obiecuje więc sobie i matce, że nie dopuści, by ktoś robił jej to samo. Za żadną cenę.
Ale każdego potrafi złamać nadzieja, którą pokłada w niewłaściwych osobach.
Idealna relacja nie może trwać wiecznie. Marzenie Lily również jest narażone przez to, jakie decyzje podejmie w przyszłości. Ale najważniejsze, by kierowała się rozumem i by dbała o swoje bezpieczeństwo... Bo nawet ono nie jest warte kilku miłosnych uniesień.
I - niestety - problem, który porusza Hoover jest coraz bardziej i bardziej odczuwalny w społeczeństwie. Agresja sama w sobie, której ofiarami są najczęściej kobiety, ciągle jest omawiana w mediach. Kiedy się o tym słyszy, jest się jakby bliżej problemu. Ale doświadczyć tego... to kompletnie inna sprawa.
Tu nie było czasu na opłakiwanie losów bohaterów. Zdarzała się złość, kiedy bohaterka wybierała źle, a nawet przy samym zakończeniu, któremu autorka poświęciła zaledwie kilka zdań. Zdarzało się też oburzenie, chwile irytacji. Masa uczuć, przez które trzeba przebrnąć, by do końca zrozumieć tę powieść.
Ale przede wszystkim to pióro Colleen Hoover sprawia, że jej książki się pochłania. I właśnie w "It ends with us", podobnie jak w innych jej dziełach, pojawiały się te ikoniczne dialogi, idee, zachowania... To bardzo zbliża do bohaterów, a kiedy pojawia się ponownie i powraca, to sprawia, że czytelnik kompletnie zatraca się w tym, co czyta.
Książki Colleen właśnie to robią. Podobnie jak reszta, ta historia mogła momentami potoczyć się inaczej, by zadowolić fanów i by zaspokoić ich oczekiwania. Niektóre sprawy można było też ominąć, ale wbrew pozorom nie zwraca się na to uwagi, kiedy już się wpadnie w sidła powieści Hoover.
Jak zwykle, wielki szacunek za to, jak wiernie autorka oddała realny i dotkliwy problem obecny w naszym społeczeństwie - problem, którego sama doświadczyła (pisze o tym na końcu "It ends with us"). Trzeba mieć w sobie wiele siły, by odtworzyć trudne wydarzenia w głowie i móc powiedzieć o nich światu... I to naprawdę piękny i szlachetny akt.
Dzielmy się swoimi problemami. Bo każdy jest ważny i warty tego, by o nim powiedzieć.
- Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz