Przejdź do głównej zawartości

"Królestwo Kanciarzy" - "Żadnych żałobników, żadnych pogrzebów", czyli zakończenie sławnej duologii Leigh Bardugo

 


"Przyszedłbym po ciebie. (...) Przyszedłbym. A gdybym już nie mógł chodzić, przyczołgałbym się do ciebie i choćbyśmy nie wiem jak bardzo byli połamani, razem wywalczylibyśmy sobie drogę na wolność, z nożem w zębach i pistoletem w garści. Bo tacy właśnie jesteśmy. Zawsze walczymy do końca".







Chyba nie zdajecie sobie sprawy, jak przykro jest mi tu dziś przychodzić i ogłaszać, że ostatecznie, definitywnie i na zawsze skończyłam duologię, którą tak bardzo pokochałam. Ja i reszta świata czytelników. I choć zwlekłam, choć walczyłam, żeby to się nie kończyło, żeby się nie przywiązywać i być kompletnie subiektywną wobec wszystkich tych wyzwań, jakie stawiała przede mną "Szóstka Wron", poległam. 


Dziś nie zamierzam wstawiać opisu książki, a podzielić się wyłącznie moimi odczuciami co do tego, jak bardzo zmieniało się we mnie nastawienie, jak czułam się względem bohaterów i co sprawiło, że w ostatecznym rozrachunku nie wiem, co myśleć o tej książce.  I postaram się jak najzwięźlej. 


W "Królestwie Kanciarzy" wraca cała magia, za którą już zdążyłam zatęsknić. Wracają Kaz, Inej, Jesper, Nina, Wylan i Matthias. I ich historie. 

Ale czegoś jednak tam brakowało. 

Pojawiła się kolejna, awykonalna, oczywiście, akcja, która przeplatana była wspomnieniami bohaterów i ich bagażem doświadczeń. Stąd też mniejsza intensywność ich działań, a tak przynajmniej ja to odczułam. 

Wiadomo, że druga część miała już wszystko wyjaśnić. Pokazać, co ukształtowało nasze postacie, kim są, kim byli i kim chcą zostać. Mimo to, brakowało mi trochę tych emocji z "Szóstki Wron". 

Przyznaję jednak, że wiele wynikło z mojego lenistwa i niechęci do kończenia tej duologii. Przeciągałam to w nieskończoność, ale musiał nadejść czas pożegnania... (Podobnie jak Kaz, nie lubię się żegnać). I tak oto znajdujemy się w tym miejscu, podsumowując wszystko to, co do mojego życia wniosła ich historia. 

Te książki były niesamowite. Bywały cięższe momenty, ale to, z jaką precyzją Leigh Bardugo zadbała o szczegóły, to, jak stworzyła genialny umysł Kaza, unikalny charakter Niny, wytrwałego i lojalnego fjordana i wiele innych... to można zdecydowanie nazwać sztuką. I za to należy się autorce ukłon. 

Zakochałam się w "Szóstce Wron". W tych brudnych ulicach, w walczących o sprawiedliwość wyrzutkach, w świecie, w którym nie ma dla nich litości. Pokochałam delikatność uczuć, jakimi posługiwała się Bardugo przy okazji spotkań Kaza i Inej, humor związany z Wylanem i Jesperem, miłość Niny i Matthiasa. Pokochałam całą tę ideę, cały zamysł tej powieści. I to, że w drugiej części bohaterowie mają szansę się uwolnić. Ale czy to zrobią?

Codziennie z zapałem zasiadałam do kolejnych rozdziałów, zastanawiając się, co jeszcze się stanie. Uniwersum Wron jest niesamowite, barwne w swojej szarości. Niezwykle złożone i ciekawe. Trudno jest nadgonić wszystkie wydarzenia i miejsca, ale kiedy już coś się klaruje, wszystko w umyśle czytelnika się rozjaśnia. Bo autorka ma z nim silną więź, a dzieje się to dlatego, że włożyła w swoich bohaterów wszystko, co niezbędne, by się do nich przywiązać. 


Rozumiem już, czemu świat pokochał tę ekipę. I żałuję, że muszę się z nimi żegnać. Że nie mogę przeczytać tego po raz pierwszy, raz jeszcze. 

Ale w końcu nie ma nad czym płakać. Bo tak właśnie wyglądają wszystkie zakończenia...


Żadnych żałobników, żadnych pogrzebów. 











- Dominika 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wydawnictwo Insignis z nowymi premierami i pod nową nazwą? - co szykuje imprint, premiery i zapowiedzi

 

"Duma i uprzedzenie" - czyli klasyka gatunku

  "Człowiek w dramatycznej sytuacji nie zważa na etykietę przestrzeganą przez innych". Jane Austen to królowa romansu. Stworzyła klasyk, który po dziś dzień jest swego rodzaju wyznacznikiem dla wielu innych pisarzy i twórców historii miłosnych. A, jak wiadomo, z klasyką nie sposób się sprzeczać.  Nie obawiałam się w zasadzie niczego, a już na pewno nie tego, że autorka mnie zawiedzie. W tej sprawie się nie pomyliłam; historia Elizabeth była mi bliższa, niż z początku się spodziewałam że będzie. I do tej pory mocno nią żyję. Miłosne rozterki, rodzinne konflikty i kłamstwa... wszystko to za sprawą tytułowej dumy i uprzedzeń.  Jak daleko zaprowadzą one bohaterów? "Na początku zeszłego stulecia niezbyt zamożny ojciec pięciu córek nader często musiał zadawać sobie pytanie: kiedyż to w sąsiedztwie pojawi się jakiś odpowiedni kawaler? A kiedy już się pojawił, następowały dalsze perypetie, które Jane Austen z upodobaniem opisywała. "Duma i uprzedzenie" uważana jest za ...

"Yellowface" - rynek wydawniczy okiem autorki trylogii "Wojen makowych"

  "Taki już los człowieka, który opowiada historie. Stajemy się niekiedy ogniskami, w których skupia się makabra".