Oh, jak długo wiało na tym blogu pustką! A to wszystko wina obowiązków, ale głównie szkoły. No i mojego lenistwa.
Ostatnio staram się wrócić do czytania, ale zabieram się za to nie najlepiej, sięgając po pozycje, które mnie dodatkowo męczą. Tak też miałam z "Mexican Gothic". A przynajmniej na początku...
Moje oczekiwania i uczucia względem tej książki zmieniały się stopniowo od niechęci po zachwyt, aż w końcu ciężko było mi pojąć, że to już naprawdę koniec...
Nie wiem, czy ktoś z was kojarzy film "Crimson Peak" z Tomem Hiddlestonem, ale jak dla mnie, atmosfera "Mexican Gothic" i ogólny zarys fabuły tej książki wydawały mi się dziwnie znajome właśnie ze względu na podobieństwa z tą produkcją.
Wielki, nawiedzony dom, z którego nie można uciec. Dziwna rodzina, która dziwnym trafem akurat potrzebuje zastrzyku gotówki, obrazy na ścianach, duchy, trucizna... iście gotycka wizja, to fakt.
Mamy tutaj zderzenie dwóch światów, choć na pozór są do siebie podobne. Jeden z nich jednak zakłada życie wśród ludzi, wieczne tańce, podróże... drugi zaś twardo trzyma się wiekowych zasad głowy rodziny. A tajemnica pożera ich wszystkich...
Niemożność ucieczki przed przeszłością i ciągłe wizje sprawiają, że nasza bohaterka balansuje na skraju załamania nerwowego, ale mimo wszystko, jest zdeterminowana by uwolnić Catalinę z paszczy lwa. A może raczej węża...
Bohaterowie są ciekawie skonstruowani. Ich psychika pozwala nam wejrzeć w głąb tej wielkiej sprawy, jaką jest przedłużenie rodu Doyle'ów, a poza tym sprawia, że ciężko jest się oderwać od tej narracji. Nigdy nie wiadomo, kto z nich okaże się być dobry a kto zły, jakie działania podejmą, co kryje się za maską... Ten dom żyje, a oni są jego sługami.
Dziwnie było z początku pojąć to wszystko naraz, ale uważam, że książka jest napisana w taki sposób, że z czasem cały ten świat zarysowany przez autorkę staje się klarowny. Można by rzec, że czyta się klasykę, a mimo wszystko to tylko jedna z miliona pozycji dla miłośników mroku. Plastyczna fabuła, jasno nakreślająca nam Wysoki Dwór, stroje bohaterów, ich charaktery, ich sny i przemyślenia; jak dla mnie jest to naprawdę dobrze dopracowana historia. Czytelnik zastanawia się nad tym, czy to w ogóle możliwe? I jak jakikolwiek człowiek mógłby nadać zwykłemu budynkowi takiego wymiaru, jakiego nadała mu Silvia Moreno-Garcia?
Zdecydowanie jestem zadowolona z lektury i polecam ją każdemu, kto interesuje się nawiedzonymi rezydencjami na wzgórzu...
Miejscami, z których nie da się odejść...
- Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz