"Każdy z nas ma swoje fascynacje i demony..."
Kiedy przeczytałam opis "Terapeuty strachu" po raz pierwszy, od razu wiedziałam, że to może być coś naprawdę ciekawego.
Wydawnictwo Novae Res zgodziło się podesłać mi egzemplarz, który dziś dla Was recenzuję, za co na wstępie chciałam serdecznie podziękować! Ta zawiła i chaotyczna historia wciągnęła mnie tak bardzo, że skończyłam ją w niecałe trzy doby i piszę Wam o niej na gorąco...
"Ostrożność nie wystarczy, gdy twój prześladowca zna cię lepiej niż ty sama…
Kariera Skye Woodrow, pracowitej i ambitnej projektantki ogrodów, nabiera tempa. Kiedy niespodziewanie otrzymuje intratną propozycję zaaranżowania zieleni dla miliarderki Claire Coran, wprost nie może uwierzyć w swoje szczęście. Z pasją rzuca się w wir pracy i… ramiona Nohlana, nieprzyzwoicie przystojnego syna jej pracodawczyni. Pochłonięta przez buzujące w niej emocje, początkowo bagatelizuje złowrogie anonimy, jakie znajduje w swojej skrzynce pocztowej. Wkrótce jednak staje się jasne, że krok w krok za nią podąża psychopata, który napawa się jej lękiem, poprzez stosowanie coraz bardziej wyrafinowanych form nękania. Być może to, co do tej pory uważała za szczęście, w rzeczywistości było przedsionkiem piekła".
OPIS POCHODZI OD WYDAWCY
Czasami mam takie przeczucie, że wiem, co stanie się w danej książce. No i zazwyczaj mnie ono nie zawodzi.
Po pierwszych stu stronach "Terapeuty strachu" byłam przekonana iż wiem, kto stoi za pogróżkami i prześladowaniem naszej głównej bohaterki. Pomyślałam "to przecież takie jasne, rzuca się w oczy". Potem pojawiali się kolejni podejrzani, trochę mnie dezorientując i odsuwając mnie od moich pierwszych spostrzeżeń.
Miałam jednak problem na samym początku by połapać się kto jest kim i jakie tu można zauważyć powiązania. Kiedy zaczęło się to klarować - kiedy postacie faktycznie się ze sobą wiązały po jakimś czasie - ta powieść stawała się coraz bardziej rozbudowana i coraz trudniej było być czegokolwiek pewnym. Wszyscy ci, w których towarzystwie obracała się Skye, zmieniali się w zależności od pewnych sytuacji i tak naprawdę nikomu nie wypadało ufać. Jej bliscy mieli jakąś przeszłość i co do każdego z nich z czasem nasza bohaterka sama miała podejrzenia... Jednak sprawa jest bardziej złożona. Dużo bardziej, niż mogłoby się jej wydawać.
Lubiłam to, jak normalność Skye przeplatała się z właściwą akcją powieści. Było idealnie i sielnakowo, by potem wtrącić coś tajemniczego, coś niezwykłego... Przez to ciężko było stwierdzić, kiedy dojdzie do następnego incydentu. Ktoś się pojawiał, potem znikał. Właściwie każdy mógł stać za tajemniczymi listami.
Jest jednak coś, na co zwróciłam uwagę w pierwszej kolejności obserwując Nohlana, Skye, Rose oraz Chance'a, a mianowicie mam na myśli nienaturalne reakcje, które ostatecznie nie wpłynęły na nic konkretnego negatywnie, tylko te ciągłe wykrzyknienia uważałam za trochę niepotrzebne. Sprawiało to wrażenie, jakby krzyczeli do siebie bez konkretnego powodu. Dlatego też ciężko było odróżnić w jakim stanie emocjonalnym się znajdują obecnie.
Ale wracając do fabuły, jak już powiedziałam, zostałam trochę omotana przez autorkę. Pozwoliła mi uwierzyć w winę X tylko po to, żeby później okazało się że to niepozorny Y. Czy spodziewałam się tego w drugim odruchu, tak szczerze? Nie. I to właśnie sprawiło że był ten element zaskoczenia którego bałam się, że zabraknie. Moje podejrzenia nie były jednak stuprocentowym chybieniem, co również zakończyło tę książkę w tajemniczy sposób, który nakłania czytelnika do oczekiwań. Co stanie się dalej? No bo przecież nie wszystko jest takie jasne, jak się wydaje...
Spędziłam z "Terapeutą strachu" naprawdę dobre godziny. Bałam się trochę o to, że akcja będzie się ciągnęła i że ostatecznie tylko finał będzie warty całego tego czasu, a jednak ta powieść miała więcej tych dobrych momentów, co nie pozwoliło mi jej porzucić. A w książkach tej kategorii zdarza mi się to dosyć często, wierzcie mi...
- Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz