Przejdź do głównej zawartości

"Teatr złoczyńców" - kiedy opadnie kurtyna, kiedy spadną maski




"Dla nas wszystko było przedstawieniem" 














Dziś wyjątkowy wpis. 

"Teatr złoczyńców" był przez Was nieustannie polecany, więc kiedy udało mi się znaleźć egzemplarz - co teraz graniczy z cudem - postanowiłam sprawdzić, czy ja również to pokocham, tak jak Wy. 

Idea wydawała się bardzo ciekawa - teatr, sztuka, poetyzacja życia... wszystko to zawsze było dla mnie fascynujące. Dlatego już od pierwszych stron wiedziałam, że to będzie m o j a historia - historia, do której będę chciała wracać. Bo myśli i słowa jakie są w niej zawarte, mają wielkie znaczenie. Są piękne, naładowane emocjami, filozoficzne, a jednocześnie takie ludzkie... Ta opowieść pęka z każdym kolejnym aktem, podobnie jak jej bohaterowie - by w końcu kurtyna opadła, by ich role dobiegły końca. 

I teraz, kiedy wszyscy zeszli już ze sceny, nie wiem, co mam czuć. Nic nie opisuje tego uczucia lepiej niż pustka
















"Oliver Marks wychodzi z więzienia. Odsiedział wyrok za morderstwo, które mógł popełnić lub nie. W ostatni dzień odwiedza go człowiek, za sprawą którego trafił za kratki. Detektyw Colborne odchodzi na emeryturę, lecz wcześniej chce się dowiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło w Dellecher Classical Conservatory.


Dziesięć lat temu Oliver i jego przyjaciele młodzi aktorzy studiujący Shakespeare'a w elitarnym artystycznym college'u odgrywają w życiu takie same role jak na scenie: bohatera, złoczyńcy, tyrana, kusicielki, pierwszej naiwnej, statysty. Jednak kiedy zmienia się obsada, a drugoplanowe postaci zajmują miejsce gwiazd, sztuka niebezpiecznie zaczyna ocierać się o życie. Jeden z aktorów ginie. Pozostali mają przed sobą największe wyzwanie w swoim życiu: muszą przekonać policję i siebie samych, że są niewinni".


OPIS POCHODZI OD WYDAWCY


















"Aktorzy z natury są wybuchowi - alchemiczne stworzenia zbudowane z łatwopalnych składników: emocji, ego i zazdrości. Wystarczy je podgrzać, zmieszać i czasami otrzymuje się złoto. Czasem katastrofę".


Sześciu bohaterów i jedno morderstwo. Nikt naprawdę nie wie, co dzieje się za kulisami tego przedstawienia...

No właśnie. Czy ich grupa faktycznie jest taka zgrana?

Już moje pierwsze myśli wyrażały zachwyt tymi ludźmi. Ich zapałem, ich poetyckim stylem życia, ich sercem do gry. Ale pojawił się równocześnie niepokój. 
 
Jedno z nich opowiada o tym, co działo się w szkole teatralnej tamtego pamiętnego roku. Wszystko zdaje się prowadzić do nieuniknionego rozpadu, do zatracenia i do katastrofalnych okoliczności...

Przepaść pomiędzy tym, kim ci ludzie są w pierwszym akcie, a tym, kim stają się w następnych, jest kolosalna. Obserwujemy huczny upadek naszych idealnych młodych artystów i niewiele dzieli ich od szaleństwa. Nie potrafią porzucić swoich masek... ta patologiczna potrzeba odgrywania roli nieustannie, nawet poza sceną, doprowadza do wielkiego tragizmu.

Tak, to pierwsze, co przyszło mi na myśl, kiedy obserwowałam ich drogę - to bohaterowie tragiczni. Tak jak odgrywane przez nich postacie, tak jak tragiczny jest Szekspir. Oni w codziennych rozmowach używają poezji i są tym nie tylko zafascynowani, ale nie potrafią też czuć i myśleć inaczej. Dlatego ta granica pomiędzy realnym światem a fikcją się zaciera. Dlatego obserwujemy jak cała piątka powoli zmierza ku autodestrukcji... 

Sam narrator (Olivier) zauważa, iż ich pasja wydaje się zmierzać w złym kierunku. Używa nawet słowa "kult", co jest niesamowicie kluczowe jak dla mnie. To, że widzą, do czego prowadzi ich ta gra, a mimo wszystko ryzykują. Nie odejdą, dopóki nie rozlegną się brawa... Ta sztuka wydaje się jednak trwać zbyt długo. 

Zakochałam się w "Teatrze złoczyńców" z takich właśnie powodów. Autorka opisała w sposób piękny i bolesny dramatyczne losy ludzi, dla których szczęście ma jednej mianownik. Pokazuje ich najskrytsze sekrety, ujawnia najsłabsze punkty. Wydaje się, że wizja artysty jest szeroka, ale oni n a l e ż ą tylko do tej szkoły. Poza nią są samotni, a poza sobą nie mają nic. Nie znajdą innego życia, nie widzą sensu poza sceną. Są uzależnieni, a potrzeba występowania, uczenia się wszystkich tych ról i odgrywania ich jak najlepiej, sprawia, że wszystko przenosi się na ich życie. Kiedy na scenie pojawia się krew, kiedy widoczne są blizny... niewidzialna bariera została przekroczona. I nie ma od tego odwrotu. 

Przedstawienie musi trwać. 

Nie wiem, czy jeszcze kiedyś poczuję to, co czułam czytając tę powieść. Jest w niej wszystko, co niezbędne i napisano o tym w konkretny sposób, ubierając myśli w słowa, jakich ja sama bym nie znalazła. 

"Można usprawiedliwić wszystko, jeśli zrobi się to wystarczająco poetycko".

Byli jedną rodziną, nierozłączni i silni. Dlaczego więc jedno z nich nie żyje? I co stanie się, kiedy prawda wyjdzie na jaw? 

Musicie usłyszeć tę opowieść. I sami ocenić, czy to poświęcenie było tego warte.

Nie mam nawet co do tego pytań, ta książka była strzałem w dziesiątkę. 


















- Dominika 









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wydawnictwo Insignis z nowymi premierami i pod nową nazwą? - co szykuje imprint, premiery i zapowiedzi

 

"Duma i uprzedzenie" - czyli klasyka gatunku

  "Człowiek w dramatycznej sytuacji nie zważa na etykietę przestrzeganą przez innych". Jane Austen to królowa romansu. Stworzyła klasyk, który po dziś dzień jest swego rodzaju wyznacznikiem dla wielu innych pisarzy i twórców historii miłosnych. A, jak wiadomo, z klasyką nie sposób się sprzeczać.  Nie obawiałam się w zasadzie niczego, a już na pewno nie tego, że autorka mnie zawiedzie. W tej sprawie się nie pomyliłam; historia Elizabeth była mi bliższa, niż z początku się spodziewałam że będzie. I do tej pory mocno nią żyję. Miłosne rozterki, rodzinne konflikty i kłamstwa... wszystko to za sprawą tytułowej dumy i uprzedzeń.  Jak daleko zaprowadzą one bohaterów? "Na początku zeszłego stulecia niezbyt zamożny ojciec pięciu córek nader często musiał zadawać sobie pytanie: kiedyż to w sąsiedztwie pojawi się jakiś odpowiedni kawaler? A kiedy już się pojawił, następowały dalsze perypetie, które Jane Austen z upodobaniem opisywała. "Duma i uprzedzenie" uważana jest za ...

"Yellowface" - rynek wydawniczy okiem autorki trylogii "Wojen makowych"

  "Taki już los człowieka, który opowiada historie. Stajemy się niekiedy ogniskami, w których skupia się makabra".