"Jeśli zakon czegokolwiek mnie nauczył, to tego, że jestem spadkobierczynią swojej własnej rodziny. I mam obowiązek walczyć w jej imieniu".
Zobaczyłam tę książkę i od razu wiedziałam, że MUSZĘ ją mieć.
Jako fanka legend, która niegdyś była zakochana w tej o Królu Arturze, nie mogłam sobie odmówić takiej przyjemności. "Zrodzeni z Legendy" w końcu zawitali na naszym rynku wydawniczym, a ja dziś Wam trochę o tej historii opowiem...
"Po tym, jak jej matka zginęła w wypadku, szesnastoletnia ciemnoskóra Bree Matthews chciała znaleźć się jak najdalej od rodzinnego domu. Program dla zdolnych uczniów w Chapel Hill wydawał się być najlepszą formą ucieczki – przynajmniej do czasu, kiedy pierwszego wieczoru na kampusie dziewczyna stała się świadkiem ataku magicznego potwora. W lesie niedaleko szkoły pojawił się demon żywiący się ludzką energią. W obronie uczniów stanęli członkowie tajemniczego stowarzyszenia, którzy mówili o sobie: Zrodzeni z legendy.
Jeden z nich, nazywający siebie merlinem nastolatek o przeszywającym spojrzeniu i arystokratycznych rysach, próbował nie tylko uchronić szkołę przed napaścią. Usiłował też wymazać z pamięci Bree wszystko, co widziała. Bezskutecznie. Użyty przez niego czar nie tylko nie usunął wspomnienia ataku demona, ale też pomógł dziewczynie przypomnieć sobie szczegóły nocy, gdy zginęła jej matka. Kiedy umierała, w szpitalu znajdowała się osoba władająca magią. Bree rozpoczyna śledztwo mające odkryć, co tak naprawdę się wtedy stało".
OPIS POCHODZI OD WYDAWCY
Dawno nie czytałam książki z tak rozbudowanym, dopracowanym i wciągającym uniwersum jak "Zrodzeni z Legendy".
Przepadłam w opowieści Bree nie od razu, ale kiedy to się stało, to było niesamowite przeżycie. Nasza bohaterka jest nieugięta, nie klęka przed nikim i właśnie decyduje się podjąć ogromne ryzyko żeby odkryć prawdę o śmierci swojej matki... Jedno jest pewne - ta gra będzie wymagać poświęceń.
Nie byłam w stanie przewidzieć tego, jak bardzo polubię bohaterów, tego, jak błyskotliwi się okażą, jak wiele mądrych rzeczy będą mieli do powiedzenia. Dialogi były wspaniałe, relacje między postaciami wydawały się dzięki nim namacalne i prawdziwe, niewymuszone. Wyobrażałam sobie jasne oczy Nicka, ciemne jak noc spojrzenie Sela, burzę loków Bree i jej piękno, którym emanowała ze stron, a którego nie doceniała. Pokochałam ich, moje serce nie było w stanie pomieścić całej tej sympatii do nich i dumy, którą chciałam obdarzyć Bree.
Akcja toczyła się w odpowiednim tempie, dzięki czemu mogłam być ze wszystkim na bieżąco. Autorka zaznacza, skąd wzięła się jej fabuła i dla mnie to jest fascynujące, że tak wiekową historię można wciąż przekuwać w coś tak niesamowitego. Widziałam oczami wyobraźni te treningi, próby, demony i las, tunele i wielką salę. Widziałam, jak magia wylewa się z tej książki w najróżniejszych odcieniach, czułam wędrówki Bree jakbym z nią odkrywała jej korzenie, uśmiechałam się szczerze i równie szczerze się wzruszałam. Chciałam, by Bree została taka silna już na zawsze.
Spisek sięgający wielu lat wstecz, legendy, które nie powinny zostać tak wcześnie obudzone... kto stoi za otwartymi Bramami i jak powstrzymać natarcie? Czy Rycerze Okrągłego Stołu zbiorą się ponownie, dzięki swoim spadkobiercom? I czy groźba wojny wybudzi ze snu... samego Króla Artura?
To był idealnie spędzony czas. Jestem zakochana w "Zrodzonych z Legendy" i wiem, że następny tom pokocham jeszcze mocniej, dlatego powiem Wam, że warto przeczytać czasem dobrą fantastykę - to jest świetna opcja!
Będę ogromnie tęsknić za tą książką, bardzo dziękuję YOU&YA za współpracę nad tym tytułem <3.
- Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz