"-Nawiedzam twoje sny?
- Sądzę, że doskonale o tym wiesz".
Witam wszystkich zebranych!
Dziś przychodzę do Was z książką, którą miałam okazję przeczytać dzięki współpracy z Wydawnictwem Kobiecym. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam "I love you, I hate you" w zapowiedziach, wiedziałam od razu, że to będzie to lektura, na której będę się dobrze bawić. I się nie myliłam!
Mamy tu wszystko, co kocham: wątek enemies to lovers, rywalizacja zawodowa, ironiczny ale kochany i troskliwy bohater oraz bohaterka, która specjalnie dla niego kruszy mury. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze... Twitterowa znajomość.
"Owen Pohl dorastał w luksusie i ukończył prawo na jednym z prestiżowych uniwersytetów, zanim założył swoją własną firmę. Victoria Clemenceaux przeprowadzała się z jednego obskurnego mieszkania do drugiego, zbierając grosz do grosza, by ukończyć prawo na Uniwersytecie w Minnesocie.
Ona pracuje dla korporacji i wspina się po szczeblach kariery.
On zajmuje się walką o prawa tych, którzy zostali skrzywdzeni przez wielkie firmy.
Victoria nienawidzi wszystkiego, co ma związek z Owenem Pohlem. Jego rudych włosów i bezczelnego uśmiechu. Jest zbyt niedbały, zbyt spokojny, zbyt nonszalancki i zbyt rozczochrany jak na adwokata.
Owen nie znosi wszystkiego, co wiąże się z Victorią Clemenceaux. Uważa, że jest zbyt chłodna, zbyt profesjonalna i niedostępna.
Jednak żadne z nich nie potrafi się oprzeć pożądaniu, gdy pewnego wieczoru spotykają się przypadkiem w barze. To spotkanie kończy się namiętną przygodą, która miała być tylko na jedną noc. Ale czy na pewno?
Nora i Luke są internetowymi przyjaciółmi. Prowadzą długie intymne rozmowy na Twitterze, świetnie się rozumieją i potrafią się wspierać w trudnych momentach, jednak żadne z nich nie zna prawdziwej tożsamości tego drugiego. Żadne z nich nie wie, że Luke to tak naprawdę Owen, a Nora to pseudonim Victorii.
Czy kiedy prawda wyjdzie na jaw, bohaterom uda się wyjaśnić nieporozumienia? Czy będą mieli odwagę pokazać tej drugiej osobie swoje prawdziwe ja? Czy przyjaźń Nory i Luke’a oraz pożądanie między Owenem a Victorią będą składnikami, z których może powstać prawdziwe uczucie?"
POWYŻSZY OPIS POCHODZI OD WYDAWCY
Kiedy otworzyłam tę książkę po raz pierwszy z nastawieniem "ta historia na pewno mi się spodoba", nie wiedziałam jeszcze, że tak bardzo w niej przepadnę.
Od pierwszych stron czułam napięcie między bohaterami. Determinację i chłód Victorii oraz zaczepność i pewność siebie Owena. Takich wrogów to ja rozumiem, a do tego dochodzi nam jeszcze sala sądowa. I d e a l n i e.
Najpierw myślałam sobie, że przeciwieństwa się przyciągają, więc w końcu stanie się to, co w takich książkach stać się musi, ale czy oni byli aż tak różni? Im dalej brnęłam w fabułę, tym bardziej czułam, że ta para ma ze sobą wiele wspólnego. Oczywiście, są w końcu rywalami w pracy i każde z nich walczy po przeciwnej stronie... ale to wcale nie musi oznaczać, że muszą się od razu aż tak bardzo nienawidzić, prawda?
Uwielbiałam to, jak płynęło się przez te rozdziały. To, jak cudownie spędzało się czas na przeżywaniu z Owenem i Victorią rozterek i to, jak blisko zawsze byli by odkryć, że tak naprawdę się lubią. Kochałam zaangażowanie Owena i to, jak uroczy potrafił być. A najbardziej to, że nie potrafi śpiewać. I że Victoria również to lubiła.
Jako czytelnik czułam, że kumuluje się we mnie wiele emocji. Byłam zła, kiedy nie udawało im się dogadać i nakręcałam się jak nie wiem, kiedy jedno z nich odwiedzało drugie, bo wiedziałam, że te ich "niezobowiązujące" spotkania pod byle pretekstem dostarczą mi zawału serca (w dobrym znaczeniu).
Nie nudziłam się na tej książce ani przez chwilę. Dialogi były zabawne, błyskotliwe i idealnie stworzone właśnie dla książek tego typu, a takie różne małe rzeczy które zbliżały do siebie tę dwójkę, pozostaną mi w pamięci pewnie jeszcze na jakiś czas. Do tego wątek internetowej znajomości... serio, mogło być lepiej?
Czekałam, aż zorientują się, że się znają i byłam ogromnie ciekawa, jak te dwa ich światy się ze sobą zderzą. To pewnie dzięki temu książka była tak angażująca i wciągająca.
Spędziłam z tą powieścią tak fajne chwile, że przyłapałam się na tym, iż trudno było mi ją kończyć. I pomyślałam o tym, że potrzebuję więcej takich uroczych, ikonicznych, romantycznych i wciągających książek jak "I love you, I hate you". Lubię myśleć o niej jak o rozrywce, za którą tęskniłam i której mi już długo brakowało, ale przyznam też, że nieco się do Owena i Vee przywiązałam...
Może któregoś wieczora jeszcze do nich wrócę... <3
- Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz