Przejdź do głównej zawartości

"Love letter to Whiskey" - ile razy można znosić ten sam ból? (recenzja książki)

 

"Wyglądało na to, że starałam się zapomnieć, a on starał się pamiętać. Tylko czas mógł pokazać, które z nas miało wygrać".




Trochę mnie tu nie było, ale skoro dotarłam, to wiecie, że z czymś ciekawym, prawda?

"Love letter to Whiskey" to książka, na którą czekałam od chwili ogłoszenia, że będzie wydana po polsku. Coś w tej historii sprawiło, że się do niej automatycznie przywiązałam; może opinia zagranicznych mediów, może sama idea powieści o miłości uzależniającej jak narkotyk. 

Ja chciałam uczuć; chciałam się poryczeć, pośmiać, poczuć wszystko naraz.

I tak właśnie się stało. 







"Breck, zwana B, ma w życiu tylko jeden nałóg. Jest nim Jamie, mężczyzna o oczach w kolorze whiskey, na którego dosłownie wpada po raz pierwszy, kiedy oboje chodzą jeszcze do liceum. Jego towarzystwo od początku wywołuje u niej przyspieszone bicie serca. Niestety to jej bardziej przebojowa przyjaciółka Jenna przyciąga uwagę Jamiego, a B jest zmuszona obserwować, jak ta dwójka zaczyna układać sobie wspólne życie.


Mimo to między Breck a Jamiem rodzi się więź, która przetrwa następne kilkanaście lat. Czas nigdy nie jest jednak po ich stronie, a kolejne związki i życiowe wyzwania sprawiają, że aby być razem, musieliby skrzywdzić bliskie im osoby. Najlepszym wyjściem dla Breck byłoby zapomnienie o Jamiem. Ale jak w przypadku whiskey, każdy kolejny łyk sprawia, że coraz trudniej uwolnić się od nałogu i coraz bardziej zacierają się moralne granice…"

POWYŻSZY OPIS POCHODZI OD WYDAWCY




Musicie wiedzieć jedno: od pierwszych stron tej książki czułam autentyczne ból i złość. Czułam, jak w mojej głowie na myśl o kolejnych 500 stronach rozpędza się kolejka górska - pełna zakrętów i wielkich wzniesień. Wiedziałam, że będzie bolało jeszcze bardziej i bardziej.

LLTW to historia o miłości rozwijającej się przez lata i o tym, co ciągle stoi jej na drodze. B i Jamie kochali się praktycznie od zawsze, ale ilekroć nadarzała się okazja by mogli być razem, coś się sypało. Pojawiali się inni ludzie. Inne miłości - a raczej "miłostki" - bo ta ich była jedna na milion. I jako czytelnik to właśnie czułam, co tylko potęgowało mój gniew. Nie było ludzi bardziej idealnych dla siebie niż Jamie i B.

Tylko że z tą miłością - toksyczną i destrukcyjną - nie było wcale tak łatwo. Z każdą kolejną rozłąką emocje rozbudzały się na nowo, a kolejne rozstania bolały po tysiąckroć. Ja w pewnej chwili miałam wrażenie, że serce spadło mi do żołądka i że utknęłam w tym błędnym kole razem z nimi na zawsze.

Nie zliczę, ile razy łzy mi napłynęły do oczu. Ile razy z bezradności odrzuciłam głowę do tyłu po druzgocącej narracji B dotyczącej czegoś, co tak łatwo mogła mieć, a czego nie potrafiła zatrzymać. Z każdym ich spotkaniem narastała we mnie desperacja. Wiedziałam, że ranią siebie i wszystkich wokół - oni też to wiedzieli. Wiedziałam, że to uczucie wymaga poświęceń. A mimo to chciałam dla nich happy endu.

Po drodze jednak napotkałam masę katastrofalnych decyzji. Okrutnych rozwiązań autorki, które okradały mnie z nadziei. 

I nawet pomimo tego - pomimo kumulacji bólu z tych prawie 600 stron - nie mogłam się oderwać. Nie mogłam porzucić tej historii i od niej odejść. Uzależniła mnie, dokładnie tak, jak Jamiego i B uzależniła miłość do siebie nawzajem. I podobał mi się ten nałóg. Chciałam więcej, więcej i więcej...

Sama idea ukazania w ten sposób miłości nie jest nowa, ale w tym świetle niesamowicie mi się podobała. Porównywanie bohatera do trunku jakim jest tytułowe whiskey, ciągłe "smakowanie go", detoks i znów powrót do butelki. 

Serce pękało mi raz po raz. Mimo, że łzy nie polały się strumniem, czułam tę historię całą sobą i wiedziałam, że to wcale nie było takie trudne - kochać się i przy sobie pozostać. A jednak przeszłam tę drogę przez mękę aż do ostatniej strony. Cierpiałam, by coś na końcu mogło mnie ukoić, a bohaterom pomóc się znów spotkać. 

W naszym wydaniu mamy dodatkowo perspektywę Jamiego, co dla mnie było zabiegiem niekoniecznym jeśli chodzi akurat o LLTW. Wydaje mi się, że miała służyć głownie fanom pierwotnej wersji, ja osobiście tak tę książkę wolę. Czy dzięki temu dodatkowi zakończenie jest jednoznaczne? Na pewno bardziej niż bez obecności narracji Jamiego. 

Ja jednak pogodziłam się z otwartą furtką. Z możliwością.

I uwielbiam tę powieść całą sobą. Nawet pomimo tego, co mi zrobiła - nawet pomimo pokiereszowanej duszy i kaca, jaki po sobie pozostawia. 

(Współpraca z Niegrzeczne Książki)






- Dominika 









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wydawnictwo Insignis z nowymi premierami i pod nową nazwą? - co szykuje imprint, premiery i zapowiedzi

 

"Duma i uprzedzenie" - czyli klasyka gatunku

  "Człowiek w dramatycznej sytuacji nie zważa na etykietę przestrzeganą przez innych". Jane Austen to królowa romansu. Stworzyła klasyk, który po dziś dzień jest swego rodzaju wyznacznikiem dla wielu innych pisarzy i twórców historii miłosnych. A, jak wiadomo, z klasyką nie sposób się sprzeczać.  Nie obawiałam się w zasadzie niczego, a już na pewno nie tego, że autorka mnie zawiedzie. W tej sprawie się nie pomyliłam; historia Elizabeth była mi bliższa, niż z początku się spodziewałam że będzie. I do tej pory mocno nią żyję. Miłosne rozterki, rodzinne konflikty i kłamstwa... wszystko to za sprawą tytułowej dumy i uprzedzeń.  Jak daleko zaprowadzą one bohaterów? "Na początku zeszłego stulecia niezbyt zamożny ojciec pięciu córek nader często musiał zadawać sobie pytanie: kiedyż to w sąsiedztwie pojawi się jakiś odpowiedni kawaler? A kiedy już się pojawił, następowały dalsze perypetie, które Jane Austen z upodobaniem opisywała. "Duma i uprzedzenie" uważana jest za ...

"Yellowface" - rynek wydawniczy okiem autorki trylogii "Wojen makowych"

  "Taki już los człowieka, który opowiada historie. Stajemy się niekiedy ogniskami, w których skupia się makabra".