"Jesteśmy tylko pokarmem dla robactwa. Ponieważ jest nam dane ujrzeć tylko kilka wiosen i kilka jesieni. Ponieważ któregoś dnia, choć trudno w to uwierzyć, każdy z nas przestanie oddychać, zrobi się zimny, umrze!" Przy takiej książce ciężko znaleźć właściwe słowa, by ją opisać... Tym bardziej, że siadam do recenzji świeżo po jej przeczytaniu. "Stowarzyszenie Umarłych Poetów"... dlaczego w ogóle sięgnęłam po tę pozycję? Jakim cudem wyłoniła się spośród młodzieżówek, które teoretycznie powinnam czytać? Otóż do przeczytania tej historii nakłoniła mnie moja niesamowita polonistka (jeśli to Pani czyta, Pani Iwono, pozdrawiam! Widzę w Pani swojego Keatinga). Gdzieś w mojej głowie zakorzeniła się myśl, że minęłoby jeszcze wiele lat, zanim sama bym odnalazła to niesamowite dzieło. A kto wie, czy w ogóle dane byłoby mi trzymać je w dłoniach? "Stowarzyszenie..." jest jednak wyjątkowo opart...