Przez jakiś moment pomyślałam, że jestem w takim dziwnym okresie, w którym ciężko mi nawet patrzeć na książki. Nie chodzi nawet o czas, ale... o same chęci. Czułam, że nie dam rady mierzyć się z kolejnymi lekturami psychicznie. To brzmi dziwnie, ale nie umiem inaczej tego nazwać. Zostałam w domu. Miałam mały wypadek w szkole i wróciłam wcześniej (wczoraj). Uznałam, że szkoda marnować czasu. No i przeczytałam wcześniej zaczętą książkę "Gdy słowa zawodzą". Dziś w ogóle zostałam w domu. I przeczytałam kolejną książkę. Zatem z radością stwierdzam, że ten "dziwny okres" nie nadszedł. I oby szybko się nie pojawił. Wiadomo, jest jeszcze szkoła, której nie wypada lekceważyć. Staram się to godzić, a bywa tak, że i szkoła i książki idą ze sobą w parze. Czasami lektury mnie satysfakcjonują, ale wszyscy wiemy, że przez niektóre należy po prostu przejść. Na pewno chciałabym większość zastąpić czymś co by mnie bardziej zainteresowało, ale nie da się mieć ...